wyrwa z korzeniami po lekturze... zęby zgrzytają...


W eterze słychać @aigorek któremu wtóruje Happy Pharrell, za oknem pada, a może już się przejaśnia. Leniwa niedziela zaczęta dość wcześnie od spaceru w deszczu, więc można było pretendować do miss mokrego psa, który zbuntował się i wróciła biegiem do domu. 


Co piszczy w trawie u @blondynkiwarszawie ? nadrabiam zaległości... przebrnęłam przez @kiedyodszedłeś Moyes. Niestety z bólem serca muszę wydać wyrok - jest w porządku, ale... pierwsza część zmiażdżyła próbę kontynuacji losów Lou, która jest jak odgrzewany kotlet. Pojawienie się Lily... serio? lekko naciągane. Przełknę upadek z dachu i przeżycie dzięki ratownikowi, którego potem spotyka na swojej drodze... Rzuca się w wir irracjonalnych zdarzeń, rzuca pracę za którą każdy inny dałby się poćwiartować dla przykrótkiej zielonej spódniczki elfa paradującym na lotnisku, ale przecież na końcu i tak ją dostanie... żeby nie było, że ma przegrać życie...  Już wiadomo, dlaczego miałam nieodpartą pokusę przekartkowania, przeskoczenia jak najszybciej na koniec, żeby przestać się męczyć... to najgorsze co może się przytrafić przy czytaniu... Potwierdza się moja teoria, że niestety drugie części często nie są w stanie wyjść z cienia swojego protoplasty. 



Udało mi się obfotografować wyrwane drzewo z korzeniami przez wiaterek co to nawiedził niedawno stolicę :-) piękny wydrążony okaz... 


A to prześwietlony gacek z nową lekturą :-) wracamy do tego co miłe... ostatnia część Gry o Tron. TANIEC ZE SMOKAMI. 



Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger