Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę

Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę



Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę - nucę niczym Kazik, przemierzając praskie zaułki. 
Po siedmiu miesiącach odzyskuję względny spokój. Przyszło mi zmierzyć się z najtrudniejszą stratą. Stojąc
w obliczu śmierci przypominamy sobie o kruchości własnego życia. Mamy dane jedno, na chwilę. Z datą ważności nadaną w dniu urodzenia. Takiej wersji się trzymam. Ostatnio toczyliśmy ciekawą rozmowę nomen omen w pracowni artystycznej przy winie o sztuce i życiu. Nie wiem, kiedy zeszło na śmierć, a raczej jej braku w naszym życiu, co przekłada się na nasz odbiór, nasz brak przygotowania. Niezły temat do zgłębienia. Warto w związku z tym dojść do tego jak chcemy przeżyć życie.


                            čekejte prosím


 Czasem warto poczekać, zwłaszcza jeśli chodzi o nas samych. 
Wypad do krainy pepiczków* miał być oddechem, oderwaniem. Plan wejścia tam w nowy rok okazał się jakiś absurdalny w związku z sześciokrotną przebitką cen za noclegi obejmujące Sylwestra. Do niedawna uważałam, że nowy rok nowa ja, nowy początek. Tylko jak się nad tym przez chwilę zastanowicie okaże się, że to lekko absurdalne. W taki sposób wymazujecie część siebie, odcinamy się grubą linią od przeszłości i tego, co było. A przecież nie wszystko było do bani. Zawsze znajdzie się, coś dobrego. To kwestia spojrzenia. Mnie dotknęła strata, ale czy to oznacza, że przekreśla wszystko, co dobre, wszystko, co było? Wolę patrzeć na zeszły rok i obecny jako ciągłość.
 Z tym dobrym i trudnym, bo to daje pełny obraz życia, a przynajmniej prawdziwy. 

*pepiczek - robię przegląd prasy i znajduję objaśnienie, że to lekceważąca nazwa Czechów, no i jak z tego wybrnąć, jak mnie się komponuje.  



Muszę się wam do czegoś przyznać. Po raz kolejny dałam się nabrać - wyszukiwałam miejsca, które były popularne, niby sprawdzone, wiecie pewniaki. Moja naiwność nie zna granic. Nie wiem czy kiedyś z tego wyrosnę. Efekt - pierwszego wieczora po dwunastu godzinach, dziesięciu w pociągu i bycia na nogach od czwartej rano, dotarliśmy do celu. Most Karola mniej zaludniony ze względu na porę. Przechodzimy koło knajpki i już po przekroczeniu
progu wiem, że to dobre miejsce, ale nie ma miejsca. Tłok niczym w stogu siana nie znajdziesz igły - wiem, to nie tak leciało, ale to czeski film tu wszystko jest możliwe. Robiliśmy tam dwa podejścia. Znikoma skuteczność. Trafiliśmy do Laury. Lokal umieszczony w piwnicy, co ma swój urok. Jedzenie niezłe, ale szkopuł w tym, że mieli zaporowe ceny niewspółmierne do jakości. Nie wspomnę o grzanym winie ledwo ciepłym z saszetką cukru na talerzyku. I mojej bezcennej minie, co mam do jasnej Anielki niby z tym począć? Dla porównania na wzgórzu zamkowym w budce kupiłam o niebo lepsze wino serwowane na świeżym powietrzu.  Nie wspomnę o tym z Świetlicy
 prosto z czajnika koło świecącej Madonny. 


Pierwsze podejście było falstartem. Człowiek nadzieją żyje, w dupie się poprzewracało od przemierzonych kilometrów, czyli byłam przetleniona. Uparłam się na Lokal klimat hospody
Mieliśmy szczęście,
 bo nie czekaliśmy wieki na stolik, ponieważ 
 zgodziliśmy się na dzielenie stolika z innymi gośćmi. Moja rada: jak wam proponują zgadzać się w ciemno. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale nie skazujecie się na wieczne czekanie na stolik dla dwojga. 


Czechy to kraj dla miłośników piwa, bo rocznie dorosły wypija tam aż 160 litrów złocistego trunku. Jestem zauroczona mliko - sama piana czy rżniętym połączeniem ciemnego i jasnego. 
Podano dziewczynie z sąsiedniego stolika gapiłam się jak sroka w gnat. Cichaczem zdjęcie zrobiłam.. no wariatka jakaś.
Tu kolejna gwóźdź, tfu wskazówka - im dalej od starego i nowego miasta tym ciekawsza oferta trunków. Ciekawostka w większości pivnic spotkaliśmy się z karteczkami na których kelnerzy odnotowywali podawane piwo. Ilość podlicza się przy regulowaniu rachunku. 

Poniżej najstarszy lokal w Pradze szczycący się własnym muzeum piwa. U Fleku działa od 1499 roku. Mega gwarne
i popularne. Okazało się, że jest po drodze do naszego hotelu. Na krzywy ryj udało się, czekaliśmy niespełna 5 minut dołączyliśmy oczywiście  do stolika tym razem z włoską rodziną. 



Chciałam posmakować Pragi prawdziwie. Nie ma nic lepszego jak ścieżka zdrowia i sprawdzanie w jakim tempie dostanę zadyszkę wspinając się na górę. Robiłam przystanki podziwiając widoki - panoramę miasta oraz łapiąc łapczywie oddech. Szczyt zdobyty, ale odpuściłam sobie 299 schodów za 150 koron z niezłym tłumem ludzi obok mnie. Tak samo było z przepiękną biblioteką klasztorną za 150 koron bez możliwości robienia zdjęć i tłumem zainteresowanych. Od kiedy ludzkość zaczęła interesować się bibliotekami i książkami, o zgrozo? :-) 

wzgórze Petrin


praska wieża Eiffla i ja łapiąca dech 


Lubię obcować ze sztuką. Znalazłam muzeum Muchy 300 koron ok 60 zł. drogo, to Mucha, ale... 
ale spodziewasz się czegoś więcej, a nie ma powodów do ochów i achów. 
Przebiła ją filia Muzeum Narodowego koło którego znajduje się lokal 7 oraz lumpek (a przez chwilę myślałam, że ich nie mają). Africa Coffee Stout ten smak, ta pianka... na myśl przyszła mi stonka ze Stu Mostów. Do tego jedzenie na wskroś czeskie - zupa cebulowa, mięso i moje ukochane knedliki - bramborove knedlíky- czeskie niebo w gębie. Po takiej dawce w deszcz udaliśmy się kontemplować sztukę. 






I po tym było już lepiej. Szliśmy tam, gdzie iść nie powinniśmy. Na krzywy ryj udawało się najlepiej. Chimney pistacjowy poszukiwany za wszelką cenę w stolicy, tu dostępny na prawie każdym rogu, jednak Wrocławski z białą czekoladą koło klubu jazzowego Vertigo jest na razie the
top of the top. Ale musiałam spróbować tego podwójnego szaleństwa z lodami pistacjowymi. 


Jedno z ostatnich miejsc z dala od turystycznych szlaków w sąsiedztwie wieży telewizyjnej oraz cmentarza żydowskiego na którym spoczywa Kafka znaleźliśmy usytuowany na rogu lokal godny polecenia. Spójrzcie na sufit, było tam wszystko, nawet sznurek dla opornych. 
I przepyszne jedzenie okraszone piwem. 


Kolejne moje grzeszki podróżnicze lubię zwiedzać stare cmentarze. 
Wyszehrad na terenie historycznego fortu 


Pivnice u Sadu od 90 lat serwuje piwa i dania Žižkov 
Korunní 984/39 Lokal 
najlepsza odkrycie - http://www.holesovickasedma.cz/
Filia Muzeum Narodowego
https://www.ngprague.cz/en/
U Fleku działający od 1499 roku.
https://ufleku.cz/

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger