Ostatnia wieczerza fantastycznej czwórki


Nadchodzą takie chwile w życiu człowieka, kiedy znajduje się na półmetku bardzo ważnego wydarzenia, co to spędzało sen z powiek przez ciągnące się w nieskończoność jak kauczuk lata, które na dodatek było przypłacone potem i krwią... ale jak widzi się majaczącą niczym fatamorgana metę jakoś tak lżej na duchu się robi i z optymizmem dostrzega się kres swojej podróży. W takich chwilach warto wybrać się z ludźmi z którymi dzieliło się troski, wspierało w chwilach zwątpienia, stanowiło ramię do wypłakania kiedy brakło sił. 


Korzystając z okazji, że blisko i na miejscu fantastyczna czwórka udała się na "ostatnią wieczerzę" do FRAZY przy Mokotowskiej mieszczącej się w budynku Wydziału Pedagogicznego UW, o której już wspominałam, ale dzisiaj warto do niej powrócić. Jak jeden mąż wszyscy zamówili kotleciki sojowe z sosem pomidorowym z tą różnicą, że połowa stołu wolała ziemniaki, a druga pęczak. Ja zajadłam to jeszcze barszczem ukraińskim. A reszta popiła kompotem.


Fraza jest apelem, żeby nie zapominać celebrować z ludźmi z którymi dzielimy troski zmagań w zwoju intelektualnego wysiłku, żeby nie zapominać o sobie, mieć na uwadze siebie nawet jak rozjedziemy się po kraju lub dalej. 



 Byłabym bardzo ciekawa interpretacji powyższej fotografii...
tak to już ze mną czasem bywa, że wyłapię coś co mijam na swojej drodze... 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger