w raju z Allahem i trampkami






Z dumą przekraczam bramę wiodącą do Nieba. Rozpromienia mi się twarzyczka ogorzała bałkańskim słońcem. - Przecież ja znam to miejsce!!! - prawie krzyczę poklepując Michela podskakując jednocześnie radośnie. Trafiłam do Nieba tuż po tym, jak otworzył swoje wrota dla śmiertelników przy okazji występu Pauli z Karola. Raj od jakiegoś czasu za mną chodził, ale zawsze coś wypadało. Jak masz coś przyziemnego do załatwienia na tym ziemskim padole, to jakoś ci nie po drodze do Nieba. 

Nadaję sobie tytuł największego ignoranta - dopiero, co wróciłam do kraju, nie mam telewizora, staram się usilnie ograniczać buszowanie po necie i na fb, z różnymi - często opłakanymi rezultatami. Jestem żarliwym pieniaczem bojkotującym używanie telefonów na spotkaniach towarzyskich. Czy na serio jesteśmy aż tak nudni? ;-) Za Chiny Ludowe nie połączyłabym pustki, obecności nieźle napakowanego ochroniarza krzątającego się bezsensu w kółko oraz nadmiaru policji z panami, którzy chwilę po nas radośnie wypełnili sobą przestrzeń. Kobieca ciekawość wzięła górę. Niczym detektyw wpisałam: niebo - koncert i ta da!!! 

Allah Las 
- To wszystko wyjaśnia!!!! - słyszę niewzruszony głos Michela znad kieliszka.   
- ???? - patrzę skonsternowana - tzn. co??? 
- Była informacja o próbie zamachu, znaleźli ciężarówkę z butlami gazu, odwołano koncert, a oni dzisiaj występują tu, 
- Bombowo - mój komentarz przy akompaniamencie siorbania i dławienia się - są jeszcze bilety? 
- nawet o tym nie myśl. - po długim westchnieniu i zignorowaniu mojego uśmiechu od ucha do ucha - Z resztą pewnie wyprzedane. 
mina w podkówkę i wzrok Klapouchego... 

Wybito mi pomysł z głowy. 
Mogłam skoncentrować się na ratowaniu ludzkiego... pardon - muchy życia i przeżywać rozkosznych katuszy jedząc to cudo, (BOWL), które możecie podziwiać poniżej. A mucha wpadła do mojego wina zniechęcając mnie do picia po wysłuchaniu tyrady jakie to ona zarazki tam zostawiła. Ale przynajmniej biedaczka się opiła zanim zeszła. 







 poniżej Loco Moco wołowina grillowana w formie burera przykryta jajkiem - bardzo mi to przypomina sposób serwowania burgerów z Portugalii ;-)

Po takiej uczcie nie mieliśmy wyjścia trzeba było się przejść. 




Do Dubrownika daleko, a póki jest ciepło to mam ochotę na lody, które mogłabym jeść non-stop. Kupując lody od Monique nie spodziewałam się takiej rozkosznej lodowej ekstazy. One są prze- przyszne :-D Wzięłam jedną kulkę o dwóch smakach, porcja jest od serca, co przy wygórowanych cenach na mieście nie zawsze ma miejsce. Nie dziwię się sama sobie, że następnego dnia wróciłam po jeszcze i pewnie dopóki będzie ciepło będę tam często przechodzić ;-) 



Następnego dnia dałam się namówić na powrót do Momencik - ich lunch jest mega ;-) za 23 zł można zjeść zupę dnia - tym razem była bliżej nieokreślona zupa wariacja pomidorowa tylko o bardziej wyrazistszych walorach smakowych z domieszką meksykańskiej nuty lekko wypalającej język, ale pani była w gotowości dolewać jogurtu, śmietany jakby zaszła taka potrzeba. W skład zestawu wchodzi jeszcze burito, które wyjątkowo pojechało ze mną do domu oraz lemoniada wersja ogórkowa. 

Poznańska 16 

ps. zostawiłam ślad po sobie na ściance ;-) 



A kończymy trampkami ;-) nieodłącznym towarzyszem życia mego, moich przyjaciół, ludzkości. 


Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger