zatkało kakao Dinozaurusku?


Opuszczamy albański "raj".
- Justyna, co tak wzdychasz? - A nic, marzy mi się hotel z basenem.
Uśmiech losu. Mówisz masz.
poniżej hotel Sileks i widok z naszego pokoju.


Tak zaczyna się nasza przygoda w Macedonii. Ochryda. Ostrzegam na całych Bałkanach dominują plaże kamieniste, więc dobrze jest zaopatrzyć się w odpowiednie buty, bo balansowanie na nich kończy się różnie. Wcześniej już wspominałam, że przeżyłam swój pierwszy raz... ze snorkelingiem, w Neum, są taśmy. jakby Spielberg szukał inspiracji do kolejnych Jaws udostępnię nagrania, ale tylko jemu.

Jestem umoczona. Jezioro ochrydzkie aż się prosiło. Panicznie wystraszyłam się węża wodnego. Sparaliżowało mnie, ale uczucie pływania w 3D z rybkami przeważyło, kiedy szkodnik oddalił się na bezpieczną odległość dałam nura i po mnie. Mogłabym tak godzinami. Kosmos. Można to porównać tylko z jednym ;-) 
Teraz marzy mi się nurkowanie i rafa koralowa z królową Karoliną. 


Tyle nasłuchałam się ochów i achów na temat miasta, a jak zobaczyłam zdjęcia to już wiedziałam. Decyzja dawno zapadła. Na własnych nóżkach mimo chęci i perspektywy godzinnego marszu, nie dojdziesz, nie ma jak. Pasmo zieleni, marsz drogą szybkiego ruchu i nagła śmierć jakoś mnie zniechęciła. Brzegiem jeziora nie dojdziesz, w pewnym momencie dróżka urywa się. Wróciłam do hotelu z nosem zawieszonym na kwintę. Niespokojnie zaczęłam dreptać, wydeptując dziurę w luksusowym dywanie. Zaczęła się bitwa z własnymi myślami.
No jak to, ja nie dam rady? Co może mi się stać w środku nocy, w obcym mieście, kraju? Inni kiwają głową z niedowierzaniem na mój pomysł, nikt nie wyrywa się, żeby mnie wspomóc, co jeszcze bardziej mnie determinuje. Jedyną osobą, która może mnie teraz powstrzymać jestem ja sama i moje myśli, że nie dam rady. Mam przewrotną naturę - jak podejmę decyzję, chociaż mogę bić się z tysiącem natrętnych myśli, to i tak zrealizuję swoje postanowienie.
Dziarskim krokiem idę do recepcji póki starczy mi odwagi. Biorę głęboki wdech i jak nigdy nawijam po angielsku aż sama się sobie dziwię. Pan z rozbrajającym uśmiechem i iskierką podziwu zamawia taksówkę i jadę z tysiącem myśli typu pan mnie nigdzie nie wywiezie, moje organy mu się do niczego nie przydadzą... Zdecydowanie za dużo reportaży...  Jaką radość napawał mnie widok tętniącego życiem miasta, którego staję się częścią przechadzając się po zatłoczonych uliczkach. Otacza mnie kakofonia zapachów, gwar muzyki z restauracji i rozmów. Nagle przystanęłam na środku. Wypuściłam powietrze. Dałam radę :-D A Ochryda zasługuje na miano zabytku UNESCO, który dumnie nosi od 1980 roku. 


Ochryda nocą jest jak żywy organizm, ale ja oprócz głównej promenady miałam chrapkę na kilka zabytków, więc nie obyło się bez wspinaczek i chodzenia intuicyjnego. Po zdobyciu zamku z lekką zadyszką, wróciłam na główny plac pełny kafejek i letnich ogródków. Zasiadłam jak pańcia i sączyłam drinka. 


Ośmielona drinkami otaksowałam intuicyjnie pana z wąsikiem i zapytałam czy jest wolny? Zawsze - usłyszałam w odpowiedzi. Obdarzyłam go swoim uśmiechem numer 5. Pan mnie rozbroił jak minę albańską pytając dlaczego taka piękna i młoda kobieta jest sama? Dobrze, że w taksówce było ciemno, bo pan by zobaczył jak pąsowieję z sekundy na sekundę. Rozmowa o tym jak się żyje w Macedonni była bezcenna, nie mogliśmy się rozstać, buzie nam się nie zamykały. Nawet bariera językowa nam nie przeszkadzała. 

Po czymś takim człowiek nie może od tak iść do łóżka. Leżakowanie nad brzegiem jeziora pod gwieździstym niebem, kiedy spada gwiazda to dopiero epickie zakończenie wieczoru ;-)


   Skopje - miasto kontrastów. Stare miasto zapiera dech, gdzie panowie na czaj zapraszają, bo kobiet tam tyle, co kot napłakał. Jednak od czego się zaczyna ma znaczenie, dlatego polecam zwiedzanie zacząć od muzułmańskiej części miasta z targiem oraz źródełkiem Makłowicza najlepiej jedząc lokalne pomidory, ponoć najlepsze na świecie. Będąc na diecie pomidorowej nie mogłam sobie odmówić ;-) Dla panów obowiązkowa wizyta w barber shopie rodem z Sweeney Todda. Wrażanie golenia brzytwą niezapomniane. U nas ponoć zabronione od lat. 


Poza tym Skopje mają swoją perełkę, coś co wprawiło mnie w osłupienie. Nie wierzyłam własnym oczom. Od powrotu szukam słowa, które odda w pełni to co widziałam. To połączenie pociejowa z paszkwilami architektury z całego świata skupionych w jednym miejscu. Można się z tego śmiać, ale efekt osiągnięty - tego miejsca nie da się zapomnieć. Macedonia jest moim numerem duo wycieczki. Za sprawą dwóch oblicz miasta i fontanny. To trzeba zobaczyć chociaż raz na oczy, bo inaczej człowiek nie uwierzy. 



Na hasło "mijamy 100-letnią restaurację w której podają lokalne przysmaki na tych samych talerzach" - może nie ostatnia część zdania, ale reszta jak najbardziej. W ciemno można było się zakładać, gdzie spędzę najbliższą godzinę. Mowa o DOSTAN z 1913 roku. Nie zjadłam miski sławnej fasolki, bo się skończyła, ale zadowoliłam się wersją kebaba, który ni jak nie przypomina tego, co serwuje się u nas. 


Pitę moczyłam w zupie. Byłam tak zauroczona miską, że zaczęło się natrętne polowanie po targu, żeby chociaż jedną przywieść do domu, bez powodzenia


Za to wspięłam się po ciągnących się w nieskończoność schodach do piwnego raju, czyli pierwszego rzemieślniczego browaru i wiadomo wyszłam z trzema piwami. 



   Dobra przyznaję z ręką na sercu, napadłam na ducha winnych młodych panów rozbrajając ich swoim uśmiechem, że ja nie wiem w co grają i chcę się dowiedzieć wszystkiego :-D
to  turkey OKEY jedna z najbardziej popularnych gier. 


Sami powiedźcie czyż taka fontanna nie powinna być w każdym mieście. Nikomu nie przeszkadza, że prawie każdy przechodzeń się w niej pluska z żarliwością trzylatka. 


Przygodę w Serbii zaczęliśmy od Niszu. Chcąc dostać się do centrum zabłądziłyśmy, ale trafiłyśmy do tej uroczej piwnicy Berty, gdzie była muzyka na żywo - nawet remiks polskiego kawałka i piwo craftowe w takiej ilości, że można dostać od wybory zawrotów głowy. Więcej do szczęścia nie potrzebuję. 




Musiałam - nie mogłam się powstrzymać. Przecież nikt by mi nie uwierzył, że na Bałkanach serwują burgery z FRYTKAMI W ŚRODKU!!!!! ciekawe, kiedy u nas przyjmie się ten zwyczaj? Czy ktoś będzie miał na tyle duże jaja, żeby dokonać takiej rewolucji? 

Na mnie nie patrzcie nie kupię foodtrucka :-P 



    Zwiedzanie zaczynamy od St. Sawy w pobliżu znajduje się pomnik Tesli. Świątynia, co ciekawe wszystkie bez względu na wyznanie nazywane są cerkwią, jest w budowie od ponad 100 lat, co widać po przekroczeniu jej progu, ale piwnica skrywa piękne malowidła.


  W mieście nadal można odnaleźć ślady kul... przechadzamy się główną ulicą Skadarliję, place, mijamy monumentalny gmach Parlamentu. Szukamy schronienia w cieniu drzew okalających twierdzę Kalemegdan podziwiając ujście Sawy do Dunaju. 


W tym mieście nazwy są podwójne, a moja znajomość cyrylicy jest tak uboga, że po raz pierwszy czuję się jak dziecko we mgle. Ale trafiamy do sprawdzonej knajpki, gdzie jest nawet polskie menu. Zrobię zdjęcie potraw i palcem wskazuję. Kelner dezaprobatą macha przy kolejnych wyborach. Wreszcie dostaję zielone światło przy gulaszu.  Ale najlepsza jest surówka, którą podjadam dziewczynom. Wiadomo pomidory ukryte pod pierzynką sera - pychota. 





Czekając na najlepiej wyglądającą kawę w SmokVica , a może też martwiąc się, że to już koniec. 



Akcentem zamykającym okazały się oczywiście lody od CRNA OVCA 
przed nami zwoje powrotu do Polski. Mieliśmy szczęście na granicy i nie czekaliśmy godzinami w ciągnących się w nieskończoność kolejkach, ale i tak odczuwam trudy podróży zginania się jak precel, po dziś dzień.


Podsumowanie: warto czasem mieć w sobie upór zwłaszcza, jeśli chodzi o podróże. Nie wyobrażam sobie życia bez nich, poznawania nowych ludzi, którzy czasem wprawiają w osłupienie, zacieśniania więzi, zbierania anegdotek, wspomnień, zdjęć, magnesów ;-) 

Z podziękowaniami dla Lagos Girls oraz pozdrowieniami dla EPP Zielonka. 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger