Majowe szaleństwo


 
 Maj jest bardzo specyficznym miesiącem, jeśli chodzi o moja pracę, dlatego moje wpisy będą trochę chaotyczne i nie będą wnosić czegoś nowego, jeśli chodzi o nowe lokale, ale może jednak będą miały coś do przekazania. Kiedy człowiek ma ogrom myśli, obowiązków, spraw i jeszcze do tego niektórzy mu dokładają to jego ciało samo zaczyna go podświadomie wyciągać tam gdzie powinien złapać oddech. W praktyce wygląda to tak, że ląduję ze swoim czworonogiem w najbardziej obleganym skrawku zieleni w stolicy i namiętnie szukam miejsca, gdzie nie będzie ludu... co lekko graniczy z cudem, ale komu jak komu, ale mnie się takie numery udają. Nie wiem jak, ale zawsze znajdę jakiś lekko wyludniony skrawek zieleni z dostępem do patyczaków i badyli, żeby każdy miał swoją radochę. Zasiadam pod drzewem i czytam, bo zazdroszczę tym blogerom książkowym samozapracia, a może po prostu przemycam to co kocham tu gdzie lubię :-) Więc, żeby nie było byłam na POLU i znalazłam pewnego LUDA z drewna... to z nowości. Pozachwycałam się zielnią i rozkwitająca przyrodą, popatrzyłam sobie na ludzi, spotkałam znajomych i uciekłam do domu na zielonego drinka.
 


 Dla tego znaku złamałam wszelki dozwolone przepisy ruchu po trawie.

 
Kapuścińskiego znać wypada, a jego dzieła tym bardziej, jeśli chce się uchodzić za człeka inteligentnego, oczytanego, światłego itd. czyli hipsterzy powinni szybciutko wypytać Wuja Googla o co tyle szumu w trawie, a w najgorszym przypadku wypać się na POLA podążając szlakiem Kapuścińskiego z dziewczyną, żeby zabłysnąć w jej oczach.
A dla mnie to oczywiście kolejny pretekst na wyłapanie fotografii w codziennej przestrzeni i pocieszenie, że nawet ci wielcy kiedyś zaczynali i potykali się...









To kolejna odsłona mojej ulubionej witryny. Jeszcze nie wygrzebałam kto jest autorem, ale kierując się na PL. Zbawiciela znajdzie ją uważne oko.
 

A teraz moje molowe zacięcie majowe. Po lekturze Szekspirowskiej intrygii stulecia miałam znowu ochotę przekwalifikować się i spełnić swoje marzenie, żeby zamknąć się na lata w jakiejś wypasionej bibliotece... a propo dzisiaj są obchody DNIA BIBLIOTEKARZA I BIBLIOTEKI... to pozycja dla miłośników detektywistycznych niczym Kod tylko w świecie literackim. Bardzo przyjemna lektura.



A na deser mój czworonog, ktorego należy lansować... z kością z Pl. Zbawiciela i pozycją, którą POLECAM... bo przypomina co jest w życiu ważne, a przy okazji doprowadziła do łez tak twardą babeczkę jak ja, więc warto po nią sięgnąć tylko po to, żeby doświadczyć czegoś odmiennego niż dreszcz po lekturze Mroza.


Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger