Cuda na kiju

Cuda na kiju


Gorzki smak intensywnej pracy zna każdy. Spinasz się, żeby osiągnąć normę niczym przodownik pracy, ale pomału zaczynasz odczuwać swąd przegrzewających się styków, mózgownica paruje od nadmiaru nieludzkiego wysiłku, zaczynasz chodzisz po ścianach.... ale wisi nad tobą death line, więc przesz do przodu jak opętany. Nie kończysz na oddziale zamkniętym, ale przynajmniej kończycie przed czasem. Gloria i chwała rozbrzmiewa w uszach. Padłeś, ale jesteś z siebie dumny. Kiedy okaże się, że twój skromny wkład przyczynia się do rozwoju biegu zdarzeń, możesz odetchnąć z ulgą. A co najważniejsze możesz wyjść na miasto w poszukiwaniu uciech dla ciała i duszy.

Stópki me małe zamieszały i CUDA NA KIJU się ludzkim oczom ukazały.
A tam same dziwa, ciemne piwa, cienkie spodki, leżaki, zakamarki, dziury








GANESH

GANESH





Prawdziwy smakosz nie mógł lepiej trafić - świątynia patrona uczonych i nauki, opiekuna ksiąg, liter, skrybów i szkół - otworzyła przede mną świat pięknych kolorów, doznań dla wszystkich zmysłów, ale przede wszystkim podniebienia. Daleko mi do wyprawy na słoniu, ale tramwajem na Marszałkowską 10/16 mogę jechać zawsze i o każdej porze. Sekretem indyjskiej kuchni jest piękno barw, harmonia smaków, wykorzystywanie prostych potraw. Mogę śmiało powiedzieć, że po włoskich pastach to jest mój nr. 2 :-) Raczkuję, w kwestii znajomości kuchni indyjskiej, ale z przyjemnością pobiorę dodatkowe lekcje, żeby wzbogacić swoją wiedzę i rozkoszować się delikatnie kremową konsystencją sosów z dodatkiem prawdziwego placka roti lub naan.





Zaskoczeniem okazała się dla mnie CHAŁWA MARCHEWKOWA /Gaajar Kal Halwa/ jak dla mnie zdecydowanie za słodka mimo domieszki migdałów.



Kałuża

Kałuża




Zdarzają się takie dni w życiu człowieka, że jedyne co może zrobić to polec na polu.... nie chwały, ale Mokotowskim. Koło KAŁUŻY podziwiać pluskające się psiaki, rozbrykane dzieci brodzące w wodzie, zalegające stada ludzi w różnych kombinacjach. Człowiek dochodzi do siebie na łonie natury, na świeżym powietrzu. Leży, wzdycha, poczyta i od razu robi mu się cieplej na serduchu, lżej na duszy i wątrobie.

Dla tych, co nie wiedzą, a wiedzieć powinni. Dbam o stały wzrost poziomu statystyk czytelniczych. Wiadomo niespełniony pisarz, jak sam nie może, to przynajmniej poczyta sobie, sprawdzając co tam w trawie piszczy. Warto być na bieżąco. Książki to mój świat, moje życie. Nie wyobrażam sobie życia bez nich. O ambicjach pisarskich innym razem. Czytać można w każdym miejscu. Każdy ma swoje ulubione - w zaciszu domowym, w ulubionej kawiarence, na ławce w parku, na trawie, chodniku, w pociągu... metrze.  

Pochłonął mnie "Hotel dla twoich rzeczy" Joanny Jagiełło. To rzadka umiejętność sprawić, że czytam z uśmiechem na ustach, wydając od czasu do czau niepokojące dźwięki, szczerząc się jak głupi do sera. Czasem dopadają nas szare dni. Próbują pochłonąć, ale my się nie dajemy. Są ludzie, są historie, które trzymają nas na powierzchni. To jedna z nich.



A na koniec dnia człowiek się dopieszcza i od razu życie nabiera smaku.



Dom pod diabłami

Dom pod diabłami






Powiadają, że często nie dostrzegamy tego co mamy pod nosem. Dopiero inni nas uświadamiają, a my pukamy się w czoło z niedowierzania. Połowę swojego życia spędziłam w urokliwym zakątku. Nosa poza jego obszar nie wychylałam. Było mi dobrze w moim świecie. Gdzieś w połowie podstawówki zaczęłam wybierać się na wycieczki do stolicy, głównie do kina, ewentualnie sklepów muzycznych, na koncerty, w odwiedziny do znajomych czy rodziny. To były wyprawy na całe dnie. Jakiś powiew świeżości, nowości. Mimo tego z przyjemnością wracałam do swojej ciszy, lasów, parków... Wszystko zmieniło się wraz z pójściem do liceum. Od tamtego czasu, z małą przerwą, moje życie związało się na stałe ze stolicą. Uczyłam się, pracowałam, żyłam w aglomeracji. Powrót do domu okazał się bolesny, nie obeszło się bez siniaków, ale pozwolił mi spojrzeć na swoje rodzinne strony z innej perspektywy. Początki były trudne. Byłam zniesmaczona, zawiedziona komunikacją, dojazdami, brakiem atrakcji. Ogólnie mówiąc byłam na NIE. Tupałam nogami na prawo i lewo chcąc wyrazić swój bunt przeciwko zaistniałemu stanowi rzeczy.
Do momentu pojawienia się w moim życiu A.K. Chyba tylko osoby, które sprowadzają się do nowego miejsca są w stanie odkopać uroki, które dla nas spowszechniały. Wyciągnięta na stare śmieci zaczęłam patrzeć na otaczającą mnie przestrzeń jej oczami. Dostrzegam zmiany, piękno bijące z natury, spokój, moją historię.


HUGONÓWKA jest moim miejscem z dzieciństwa. Mieszkając po sąsiedzku bywałam tam prawie codziennie. Co niedzielę byłam na każdym seansie w KINIE BEATA, którego zgliszcza po pożarze wypaliły dziurę wielkości wielkiego kanionu w moim sercu. Czekałam niecierpliwie na wznowienie odbudowy Hugonówki. Stoi dumna, prężąc się w całej okazałości odkrywając przed nami swoje nowe oblicze. Obecnie mieści się zaciszna kawiarnia i druga siedziba domu kultury. Kawiarnia pachnie świeżością, warszawką... co jednych może przyciągnąć, innych odstraszyć w obawie zobaczenia tych wszystkich, co to ubrani w szary dresach w zerówkach od Ray Banach, wyciągniętych bluzach przechadzają się leniwym krokiem rzucając na prawo i lewo ą i ę. Wnętrze przyjemne, można się miękko zapaść na kanapie, odprężyć. Jak dla mnie artystyczna oprawa trąci myszką, ale ogólne wrażenie jest przyjemne. Żałuję tylko, że coraz mniej jest okazji do leżakowania w słońcu.

 

                           

Kawiarnia Hugonówka
Mostowa 6
Konstancin-Jeziorna

fot. Anna Koczanowska



reprodukcja Hugonówki

PANNY WYKLĘTE

PANNY WYKLĘTE


Coś się wydarzyło, wszystkich zadziwiło
w uszach zadudniło
w sercu ślad pozostawiło



"PANNY WYKLĘTE" to projekt muzyczny Dariusza Malejonka, znanego szerszej publiczności z Armii, i artystek polskiej sceny muzycznej, którego inspiracją są historie Żołnierzy Wyklętych. Teksty piosenek powstają na kanwie opowieści tych, co przeżyli. To piękna forma przekazywania historii nie tylko miasta, ale nas samych.
Bycie obserwatorem skandującego tłumu wypełniającego muszlę koncertową Parku Sowińskiego "cześć i chwała bohaterom" czy Bóg Honor Ojczyzna, jest bezcenne, a zarazem pozostawiające przestrzeń do refleksji.
Sam koncert jest przeżyciem zarazem estetycznym, jak również duchowym. Muzyka łączy pokolenia, pozwala przetrwać, zachować pamięć, a to najcenniejsze.





polowanie na kociołek

polowanie na kociołek



Pokaż kotku, co masz w środku.

 
Tramwaj zwany porządaniem zawitał przy Marszałkowskiej. Raczy jedzeniem, deserami, piwem wszelkiej maści.
Mnie jednak, jak na krypto czarownicę przystało pociąga kociołek, a w nim ukryty gulasz. Nie zawiodła mnie kobieca intuicja, zupa prawdziwa na wywarze z solidnymi kawałami mięsa. Posiłek w sam raz na rozgrzanie, kaca, ewentualnie po zaliczeniu kilku knajp :-)
Na świeżym powietrzu w ogródku w miłym towarzystwie, istna bajka w centrum miasta.






bar KLUSKA

bar KLUSKA


Bywam zabiegana, mocno zabiegana. Zdarza się, że plączę się w dniach tygodnia, zapominam jak się nazywam. Na szczęście jeszcze nie doszłam do etapu mylenia facetów albo adresów, tudzież dat spotkań.
Można odetchnąć z ulgą.
Jak przystało na człowieka w ruchu, nie omija mnie uczucie głodu, które odzywa się zazwyczaj w najmniej spodziewanych momentach. Co gorsza nie zawsze człowiek uwzględni go w swoich planach, a on i tak się upomni o swoje. W tych kryzysowych chwilach istotne bywają koła zapasowe. Telefon do przyjaciela, co to wie, gdzie iść. Gorzej jak nie umie przewidzieć na co mamy ochotę.
Nie popadajmy w panikę. Na wszystko znajdzie się sposób. Często ratują nas najprostsze rozwiązania. Mnie zawsze w takich chwilach ciągnie w kierunku CENTRALNEGO. Zlepek wszelkiej maści lokali. Każdy znajdzie coś dla siebie. Asortyment jest bogaty poczynając od kanapek, po ciastkowe cuda w zestawie z kawą, po chińszczyznę, kończąc na kebabie. Przy okazji można uszczuplić portfel wzbogacając się o nową książkę, ciuch, ewentualnie biżuterię. Jednak najpiękniejszą lśniącą perłą podziemi okazała się dla mnie KLUSKA - nie tylko ze względów sentymentalnych, ale przede wszystkim serwowanych dań iście domowych. Co jak co, ale domowe jedzenie, pełne porcje, rozsądne ceny to jest to czego mi zawsze potrzeba.
Dla codziennych maratończyków, żeby czasem zwolnili i wpadli na pyszną zuuupę pomidorową i nie tylko.


Podziemia Centralnego kiedyś odstraszały. Podróżujący przemykali w pośpiechu, tłumy miejscowych uciekały wydreptanymi szlakami, a bywalcy wiedzieli co w trawie piszczy. Swego czasu miałam epizod codziennego bywania i współtworzenia tego miejskiego hadesu. Obecnie nitki podziemnych tuneli coraz częściej napawają uśmiechem niż zieją grozą.


Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger