bar KLUSKA


Bywam zabiegana, mocno zabiegana. Zdarza się, że plączę się w dniach tygodnia, zapominam jak się nazywam. Na szczęście jeszcze nie doszłam do etapu mylenia facetów albo adresów, tudzież dat spotkań.
Można odetchnąć z ulgą.
Jak przystało na człowieka w ruchu, nie omija mnie uczucie głodu, które odzywa się zazwyczaj w najmniej spodziewanych momentach. Co gorsza nie zawsze człowiek uwzględni go w swoich planach, a on i tak się upomni o swoje. W tych kryzysowych chwilach istotne bywają koła zapasowe. Telefon do przyjaciela, co to wie, gdzie iść. Gorzej jak nie umie przewidzieć na co mamy ochotę.
Nie popadajmy w panikę. Na wszystko znajdzie się sposób. Często ratują nas najprostsze rozwiązania. Mnie zawsze w takich chwilach ciągnie w kierunku CENTRALNEGO. Zlepek wszelkiej maści lokali. Każdy znajdzie coś dla siebie. Asortyment jest bogaty poczynając od kanapek, po ciastkowe cuda w zestawie z kawą, po chińszczyznę, kończąc na kebabie. Przy okazji można uszczuplić portfel wzbogacając się o nową książkę, ciuch, ewentualnie biżuterię. Jednak najpiękniejszą lśniącą perłą podziemi okazała się dla mnie KLUSKA - nie tylko ze względów sentymentalnych, ale przede wszystkim serwowanych dań iście domowych. Co jak co, ale domowe jedzenie, pełne porcje, rozsądne ceny to jest to czego mi zawsze potrzeba.
Dla codziennych maratończyków, żeby czasem zwolnili i wpadli na pyszną zuuupę pomidorową i nie tylko.


Podziemia Centralnego kiedyś odstraszały. Podróżujący przemykali w pośpiechu, tłumy miejscowych uciekały wydreptanymi szlakami, a bywalcy wiedzieli co w trawie piszczy. Swego czasu miałam epizod codziennego bywania i współtworzenia tego miejskiego hadesu. Obecnie nitki podziemnych tuneli coraz częściej napawają uśmiechem niż zieją grozą.


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Byłem i chciałem zjeść gulasz. Mięso twarde, niedogotowane. Obrzydliwość.

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger