Wynurzenie Blondynki


    Powiem tak, po dzisiejszym dniu mogę z ręką na sercu powiedzieć, że rękę mam do książek i do ciuchów, a do vinyli to jeszcze daleka droga, ale pierwsze koty za płoty. Nie pytajcie skąd się dowiedziałam o akcji WINYL za 5. Postanowiłam sprawdzić się w bojach. To trochę wygląda jak stawanie w szrankach z melomanami przy których wypadam blado i nabawiam się kompleksów. Dla mnie przypomina to trochę szukanie igły w stogu siana przy którym trzeba rozpychać się łokciami. Jestem jak dziecko we mgle. W środku drżę jak owsik, a na zewnątrz sprawiam wrażenie pewnej tego, co robię, łypiąc z pozycji półprzysiadu na to, co robią inni przy dźwięku skrzypiących stawów. Przemieszczam się od pudła do pudła niczym kaczuszka machając kuprem przy akompaniamencie jazzu. Kupa śmiechu.
Istny ze mnie łowca perełek - znalazłam w tych tańszych Armstronga serce się raduje, kiedy trzymam skarb i nikogo do niego nie dopuszczam. W głowie dudni mi Gollum "My precious". Jak sroka pilnuję, ciałem swym zasłaniam, a kysz - w myślach rzucam zaklęcia. Chwilowa ma radość, jak się później okazuje cena mnie powala, więc oddaję z żalem i smutkiem Kłapouchego. Usta wykrzywiają się w podkówką taką, że aż organizatorowi żal się robi i mnie pociesza, żebym się nie poddawała i szukała dalej. On nie wie, że zaczynam się czuć jak słoń w składzie z porcelaną, kompletnie nie na miejscy, ale jego szczery uśmiechem, sprawia, że daję się przekonać i ruszam w stronę skupiska ludzików szperaczy. 

Znalazłam Debussy kupiłam na otarcie łez, ale w domu okazało się, że kiepska jakość (z tym też trzeba się liczyć, a zwroty dotyczą tylko tych droższych płyt :-( 

Omal nie zasadziłam się na jedną laskę, bo znalazła płytę, którego wykonawca nic mi nie mówił, ale okładka tak mnie zafascynowała, że nie mogłam od niej oczu oderwać. W brodę sobie plułam, że wcześniej jej nie znalazłam. Jakiś krwiożerczy instynkt się we mnie odezwał. A względy estetyczne przeważają, chociaż nie powinno się oceniać vinyla po okładce ;-) 


    jeszcze nic nie zapowiada wyścigu szczurów winylowych 


   Dobra, znacie mnie. Kocham muzykę, ale przecież nie przyszłam tutaj tylko dla vinili. O Barce Wynurzenie usłyszałam na przestrzeni dwóch tygodni tyle razy i tyle dobrego, że nie mogłam przegapić nadarzającej się okazji. Obsługa jest przesympatyczna, pani cierpliwie ze mną porozmawiała tłumacząc zawiłości wszystkich potraw i doradzając, co warto. Pierwszy raz spotykam się z kuchnią tex-mex (teksańską i meksykańską w jednym lokalu). Właściciel ma polskie korzenie, ale wychował się w Teksasie, więc nie ma ściemy ;-) Skusiłam się na quesadillę z wołowiną. Jak zobaczyłam porcję to w duchu płakałam - ja się przecież tym nie najem. Jestem trzy godziny po zjedzeniu i nadal nie mam ochoty nic wcinać ani podjadać, więc jest dobrze. 


Ludzi szperaczy możecie spotkać na takich akcjach jak WINYL za 5, którego organizatorem był @tysiacewinili 



Barka Wynurzenie Bulwary B. Grzymały Siedleckiego 

Może i Debussy to mój pierwszy bubel płytowy, ale mam 
STRANGERS IN THE NIGHT Berta Kaempferta z 1966  
autora piosenki, która zyskała sławę dzięki Sinatrze. 

1 komentarz:

MariaTamara pisze...

Na barce Wynurzenie byłam w ubiegłym roku, ale nie w związku z akcją z vinylami, tylko na kolacji. To fajne miejsce :) Gratuluję zdobycia vinylu ze Strangers in the night, piękna to piosenka :)

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger