powtórka z Wi-TAnia


Dotrzymuję słowa :-) a jak się zakocham to już w ogóle. Zdarza się bardzo, ale to BARDZO rzadko, żebym wracała do jakiejś knajpy 3 razy w ciągu tygodnia, więc pomyślcie co to musi oznaczać? :-) uszczupliłam portfel... :-D ale jaka jestem szczęśliwa? do końca miesiąca będę jechała na zupkach chińskich :-D 


A teraz na serio. Jak ktoś jest dla Ciebie ważny to chcesz się z nim dzielić tym co najlepsze, więc wiadomo było, gdzie się wybierzemy... a że okazja wzniosła (już mi niosą suknię z welonem... wyszłam za mąż zaraz wracam... wyskoczyłam na chińczyka... ). Panowie spokojna głowa ta panna jest JESZCZE WOLNA, ale los płata figle, więc radzę się sprężać, bo zaraz może być inaczej :-) Byłam tak konsekwentna w swojej konsekwencji, że broniłam się ręcami i nogami przez zjedzeniem nieziemskiego żółtego curry i co mi po tym? a to, że zmierzyłam się z potrawą pyszną, ale tak SŁODKĄ, że każda moja komórka jest przesłodzona do końca miesiąca, więc ja już nie muszę. Ale spróbowałam coś nowego i wiem, że już tego nie zamówię, bo nie powiem, że nie jest dobre, ale ulewało mi się od tej słodkości, że nie wiedziałam czy pociągnę do końca spotkania i dania. 




Za to dzisiejsze podejście nr 3 było wyborne :-)
aura prawie taka sama,,,, w kocykach na świeżym powietrzu z gackiem na kolanach...
ale moje kotleciki zawijane w liście pieprzowca i makaron ryżowy i sos słodko- kwaśny.. no po raz kolejny umarłam i trafiłam do nieba. cudnie, bajka i nie dziwię się, że takie tłumy walą oknami i drzwiami. Nawet w poniedziałek są tłumy... wrócę zapewniam, bo jest jeszcze kilka dań, które chciałabym spróbować, żeby rzucić wyzwanie swoim kupkom smakowym.  



Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger