Alaska u chińczyka



 Kobieta to niesamowita istota. Jak już raz typ spod ciemnej gwiazdy porwie ją, nie byle gdzie się rozumie, tylko do ambasady, to ta idzie z nim, gdzie nogi go poniosą. Nie kręci nosem, że przecież może nie mieć ochoty... pójdzie z nim na kraniec świata. O naiwna, z czystej sympatii, a potem będzie cierpiała katusze składając swój żołądek w ofierze. Pytam się tylko po co?
Zmarzłam pioruńsko i choćby z tego powodu moja noga nigdy więcej nie przekroczy progu tego lokalu. Nawet jakby mieli mi zafundować wycieczkę objazdową po Azji.
Plac Zbawiciela to lansiarskie zagłębie warszawki, gdzie trzeba się pojawić chociaż raz do roku, gorzej jak człowiek pracuje w pobliżu i akurat jest głodny, a do tego ślepo idzie tam gdzie chłop prowadzi, to potem nie może się dziwić.
 
 
Ogłaszam STRAJK!!!! GŁODOWY!!! nie tknę więcej chińszczyzny i spółki.
 Czegoś takiego dawno nie przeżyłam. Wolę już wege przynajmniej wiem czego się spodziewać.

 
Jak przystało na cywilizowanych ludzi zamówiliśmy dwa dania na spółę, żebym mogła się porządnie najeść. W efekcie umierałam w drodze powrotnej do domu. To coś było ZA SŁODKIE/ ZA PIKANTNE/ ryż jakiś taki nijaki. Przynajmniej na wejściu nie odrzucało mnie samym zapachem unoszącym się z lokalu.
 
Czarnemu typowi spod ciemnej gwiazdy dziękuję, że mogłam tam być, bo przecież to w dużej mierze dla niego/przez niego? kobieto zmądrzej i nie idź w ciemno, bo zżerają cię pokłady sympatii.
 
 
A zapiekanka to kolejna wpadka tego tygodnia - jak człowiek nie wie w co ma ręce włożyć to idzie i za rogiem sugerując się dziko rozrastającą się kolejką i znowu naiwnie wierzy, że coś w tym musi być, więc zamawia, bo głodny. Kolejne rozczarowanie. Ale przecież kiedyś się znajdzie :-) znajdzie się....  dobre jedzenie się znajdzie :-)


Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger