Ja to widzę inaczej


Uważam, że w życiu nie ma przypadków - to oklepane hasło, które powtarzam w kółko do znudzenia, ale coraz częściej doświadczam rzeczy, które tylko umacniają mnie w tym przeświadczeniu. Ostatnie dwa lata były dla mnie bardzo intensywne - zarówno zawodowo, jak prywatnie. Cztery lata temu wróciłam do zawodu i nie wiedziałam, co 
z tego wyniknie. W między czasie walczyłam ze sobą i z doktoratem, jednocześnie próbując ułożyć sobie życie prywatne, co momentami wydawało się nie lada sztuką.

Każdy z nas ma swoją prawdę. Budowaną na bazie doświadczeń, wspomnień, przekonań czy przyzwyczajeń. Prawdę podobno nosi się w sercu. Wtedy zostaje ona wrażliwa na to, co się dzieje. Zmienia się z nami, wraz z każdym wdechem i wydechem dopuszcza do siebie modyfikacje. Jest otwarta, nigdy niedokończona, nieprzypieczętowana. Gorzej gdy prawdę nosimy w mózgu. Taką wykutą w skale, niezmienną i jedyną prawdziwą*. 

Powiedzenie prawdy jest trudne. Odsłaniamy się wtedy i narażamy na zranienie. Jesteśmy w stanie robić różne rzeczy, żeby jej unikać. Czasem zaprzeczamy, że coś miało miejsce, bo łatwiej to zrobić niż przyznać, że było inaczej. Boimy się że ktoś nas zrani, bo mamy swoje doświadczenia, wspomnienia, przekonania. Czasem obawiamy się, jak druga strona zareaguje. Czy nie odrzuci nas mimo tego, co mamy do powiedzenia? Trzymanie się swoje prawdy może sprawić, że możemy nie dopuszczać innej. Możemy też stracić szansę na coś nowego, co mogłoby zburzyć nam prawdę powstałą na dotychczasowych doświadczeniach i pokazać, że można inaczej. Ale do tego potrzeba odwagi. 
A my boimy się zmiany, więc czasem łatwiej powiedzieć, że czegoś nie było, czegoś nie czujemy, niż spróbować czy przyznać, że to, co czuję jest prawdziwe. 
  

Czasem kiedy dostrzegasz daną szansę podejmujesz ryzyko, bo wiesz, że może drugiej okazji nie będzie. W środku cały drżysz z obawy, jak druga strona zareaguje. Bywa różnie, jak to w życiu. Czasem ktoś nie jest gotowy i cierpisz, jak za pierwszym razem, a czasem się udaje i nie możesz uwierzyć w swoje szczęście.


Od jakiegoś czasu uczę się, że prawda może być jak płynne złoto. Spotykani na naszej drodze ludzie mogą sprawiać, że zaczynamy inaczej patrzeć na świat, ludzi, relacje. Niedawno przeczytałam, że każdy napotkany człowiek to lekcja, którą dostajemy od życia. A jeśli coś nas drażni w ludziach to zazwyczaj odbicie naszych cech, których 
w sobie nie lubimy... co zrobimy z tą wiedzą, to już inna sprawa. 

Śmieję się, że niektórzy rozwalają swoją obecnością mój system powodując, że zaczynam myśleć. 
A przynajmniej staram się każdego dnia, bo decyzja o zmianie to jedno, później przychodzi codzienność w której dzień po dniu musisz mierzyć się ze swoimi myślami czy prawdami i dokonywać, co krok wyboru. 


To, co podziwiacie między słowami to majstersztyk kulinarny - jedno z moich najlepszych odkryć kulinarnych tego roku, które na długo pozostanie bliskie mojemu sercu. SATO GOTUJE to mały, klimatyczny lokal na Ochocie przy Pawińskiego, gdzie serwują pyszne jedzenie. Na pierwszym zdjęciu macie przystawki z krewetek - osobiście wolę bez panierki, ale te były smaczne. 

Potem zaszalałam z miską domowej roboty japońskiego pszennego makaronu UDON, które skradło mi serce o czym świadczy namiętne siorbanie tego bulionu rybnego z sosem sojowym. 
Tu w połączeniu z wieprzowiną MISO - no misio, miso, wam powiem. 



 Za drugim podejściem spróbowałam Soba też makaron pszenno- gryczany z miso i znowu było wspaniale.


Na ten deser zrobiłam miejsce... tzn. zawsze znajdę miejsce nawet jak wciągnę dużą miskę. LODY MATCHE. Na drugim planie lody o smaku czarnego sezamu, niezłe nie powiem, ale osobiście uwielbiam matche i nic tego nie zmieni. Zresztą popatrzcie na nie, czyś nie są cudne? Pokonać je może tylko wersja tajska ;-) 



A teraz będzie anegdotka, jak przystało na dobrego blogera.
SATO nie serwuje alkoholu, ale można przynieść swój i wypić do posiłku, co też jest fajnym doświadczeniem, ale nie o tym chciałam. Postanowiłam zaszaleć i spróbować pierwszy raz KOMBUCHY (czyt. kombucza), nazwisko do czegoś zobowiązuje. Oczywiście jak to ja, najpierw zamówiłam, potem poradziłam się wujka Googla, co to za czort. Zanim wypiłam naparu z grzyba herbacianego spisałam testament, a raczej aneks do... który widzicie poniżej. Odliczałam minuty do końca swego jestestwa, ale jak się okazało nici z mojego misternego planu zejścia z tego padołu za pomocą grzyba. Żeby podnieść level ryzyka - zjadłam GRZYBA i nic. Ogólnie polecam spróbować kombuchy, jest bardzo smaczna, ożywcza i ma się fajną jazdę spożywając. 

Ps. lubię SATO z jeszcze jednego powodu - ceramiczne naczynia to moja bajka. 



SATO GOTUJE Pawińska 24
*cytat pochodzi z pozycji, która mi ostatnio wpadła do łapki. Jak napisała sama autorka dla tych, którzy pragną zmiany ;-) od siebie dodam, że w życie w prawdzie choć trudne nadaje mu innego znaczenia. Miłego dnia robaczki z pozdrowieniami dla autorki. 
N. Knopek, Miej umiar. 52 kroki do życia po swojemu, Wyd. Pascal, Bielsko- Biała 2017, 
s. 201




Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger