Święto dyni

 W związku z tym, że dzisiaj obchodzimy święto DYNI i psikusów nie mogę sobie odmówić opowieści z krypty.

 Dzień jak co dzień, a jednak skłania do refleksji. Wracając do domu, nie wiem, dlaczego poszłam akurat tędy, zawsze wybieram inną drogą. Może tak miało być. Zazwyczaj chodzę jak nieprzytomna, owładnięta milionem myśli nie zwracam uwagi na nic, ani na nikogo. Tym razem coś mnie pchnęło w tamtą stronę. Kiedy go ujrzałam, obraz nędzy i rozpaczy złapał mnie za serce. Zrobiłabym to za pierwszym razem, ale kolekcjoner puszek nie mógł być niemym świadkiem naszego spotkania. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Postanowiłam, że jadąc na basen sprawdzę czy tam jeszcze jest. Był. Jakby z ulgą westchnął. On już wiedział co się świeci.
Stojąc na przystanku w drodze powrotnej już wiedziałam, ale zadzwoniłam.
- Przygarniemy go?
- ??? - usłyszałam po drugiej stronie. - Ale kogo?
- Zobaczysz. Nie wrócę sama do domu.
W pierwszej minucie zaparło mi dech. Nie ma. W drugiej sekundzie pomyślałam ktoś inny... Ale i tym razem coś kazało mi iść dalej. Siedział tam. Ktoś go przeniósł. Wzięłam go pod pachę i ruszyłam pośpiesznie do domu. Krótkie spotkanie z nitką i igłą i jest jak nowy. Po kąpieli będzie Franek miał nowy dom i już go nikt nie porzuci.

A teraz myśl: czego uczymy dzieci - nie warto miśka pozszywać - wyrzucimy i kupimy nowego... tak jest łatwiej.

 

 



Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger