Bieszczadzka nie całkiem święta Zona vol. 2 kontra rezygnacja w życiu


Wpis o kolejnych wojażach Zony miał powstać po majówce. Jednak życie miało inne plany. 

 Gdyby mi ktoś osiem lat temu powiedział, że mogę zrezygnować i nie ma w tym nic złego to pewnie zrobiłabym to
o wiele wcześniej. Pewnie byłoby łatwiej gdybym wiedziała, jak mam to przeprowadzić. Jeśli wiesz, co chcesz, co czujesz i co zrealizujesz, jeśli zrezygnujesz, to jest łatwiej. A ja wewnętrznie ze sobą walczyłam, bo przecież to miała być moja droga - praca na uczelni, wydawanie swoich prac, przekazywanie wiedzy i dzielenie się swoim doświadczeniem. A tu nagle okazało się, że idzie jak po gruzie, z każdym rokiem jest coraz ciężej, pisanie idzie jak krew z nosa, a przecież wcześniej tak nie było. Od dłuższego czasu czułam, że coś nie zgrzyta, ale jak miałam zrezygnować? Jak przyznać i powiedzieć głośno - REZYGNUJĘ, sama z siebie, to wyłącznie moja decyzja. Nie szukać usprawiedliwień, łagodzących okoliczności, które jakoś wyciszą wyrzuty sumienia, sprawią, że wszyscy włącznie
z Tobą spojrzą na ciebie łaskawszym okiem. Trudno jest ciągle słyszeć w odpowiedzi no co ty, kto jak kto, ale TY zrobisz doktorat; nie szkoda ci czasu, pracy... więc podrzynasz sobie żyły dalej, udając, że jest ok*. Tak długo się oszukujesz, że zaczynasz wierzyć, że dasz radę chociaż w środku wiesz, że to błędne koło, które nie prowadzi do niczego, oprócz pogłębiającego się poczucia beznadziejności.  

Jak przebąkiwałam o rezygnacji wszyscy stawali na rzęsach przekonując w dobrej wierze, żebym tego nie robiła, no bo jak tak można po prostu zrezygnować - nie doprowadzić czegoś do końca, skoro się zaczęło. Nie zliczę ile razy słyszałam, że jak masz czegoś nie skończyć to się za to nie zabieraj. Skoro się zabrałaś, to teraz nawet jakby skały srały to powinnaś to skończyć.
Cena nie gra roli.


Czy jestem kimś gorszym bez dwóch literek przed nazwiskiem? NIE.
Skończyłam studia doktoranckie, ale podjęłam świadomą decyzję, że nie jestem w stanie złożyć merytorycznie dobrej pracy pod którą z czystym sumieniem mogłabym się podpisać własnym nazwiskiem.

Z ręką na sercu przyznaję trudno zrezygnować. Czasem człowiek musi przejść swoje, umorusać się po łokcie niczym w Bieszczadach, żeby zrozumieć i nauczyć się na przyszłość, że może inaczej, że nie ma nic złego w rezygnowaniu. Odpuszczanie pozwala nam stworzyć przestrzeń na coś, co w końcowym efekcie z perspektywy czasu może okazać się o niebo lepsze. Ciągnięcie czegoś za wszelką cenę jest bez sensu. Tylko trzeba samemu pozwolić sobie na odpuszczanie i zobaczenie, co się zadzieje, co przyniesie następny dzień. 

Chociaż czasami ubrana na cebulę, przemoczona jak nigdy w życiu, mam minę rodem z Bieszczad (zdjęcie powyżej) na widok błocka po kostki i zastanawiam się, co tu się odpitaja w najlepsze? Zaczęło się niewinnym spacerkiem do Cisnej śladami opuszczonej kolejki wąskotorowej dopóki nie przyszło nam zmierzyć się ze ścianą deszczu, niebo zaczęło ciskać piorunami jakby się odgradzało, że jeszcze nam pokaże jacy malutcy jesteśmy. Jedynie sosenki chroniły nas niczym lekko podziurawione parasole. Nie zapowiadało się, że przestanie padać, więc ruszyliśmy dalej. Dochodząc do drogi chlipało mi w butach niczym żaby na Woodstoku. Kierunek był wiadomy byle do domu, jednak samochód, który zatrzymał się jechał w przeciwnym kierunku. Chichot losu. W takich sytuacjach nie zastanawiasz się długo tylko wsiadasz i jedziesz. Widok mnie w łemkowskiej knajpie, jak ściągam tyle warstw ile jest to tylko możliwe, żeby nie zgorszyć publicznie, włącznie z suszeniem skarpetek, bezcenne. Grzaniec i ciepły posiłek najlepszym ratunkiem. Lekko osuszeni ruszyliśmy na teren festiwalu ZEW SIĘ BUDZI, a ja marzyłam o grubych suchych wełnianych skarpetach. 


Zona w tym czasie zwiedza artystyczne schronisko, gdzieś hen-hen, gdzie wrony mówią dobranoc i nie ma zasięgu. Pijemy za wasze zdrowie dziwiąc się, co ten los szykuje. 



Po takich przygodach towarzystwu należała się słuszna strawa w najlepszym lokalu w Bieszczadach, czyli Paweł nie całkiem święty w Smerku. Nie mogły się baby powstrzymać i zamówiły sobie spektakl parzenia herbaty, raz się żyje. Ta drobinka na ich oczach przeobrażała się niczym larwa z kokona w herbacianego motyla. Zajadka na maksa. Siedzą i wzdychają, co chwila. Obfotografowując namiętnie kolejne stadia przeobrażenia, żeby zachować tą chwilę.


Pod wódeczkę najlepsza swojska deska wędlin.
Postanowiliśmy zrobić bieszczadzki test na placek zbójnicki. Musimy przyznać, że ten nie dość, że zacnych rozmiarów to był najsmaczniejszy. Jak zresztą wszystkie serwowane przez nich regionalne dania, a próbowaliśmy misy pierożków czy garnuszka gulaszu z jelenia, nie wspomnę o kwaśnicy idealnej na takie iście nierozpieszczające aury pogodowe. Nie dziwią mnie kolejki ludzi wijące się poza restauracje. Jeśli będę kiedyś w tamtych okolicach to jest mój pewniak.



Rzeczowa kwaśnica powyżej, a poniżej piwa firmowe ważone lokalnie. Dawno nie byłam w lokalu w którym wszystko współgra. Od wystroju, po kartę menu i sprzedawane lokalne produkty. Nie wspominając o kartach do gry. A za tym idzie nieziemsko dobry smak i fenomenalna obsługa. Czegóż chcieć więcej. 





Nie mogło jej zabraknąć - ZONA we własnej osobie. 
Najsłynniejsze uszy blogosfery na szlaku kolejki wąskotorowej w wersji suchej ;-)


Szczyt Smerek zdobyty 
widoki zapierają dech w piersiach warto było się zdyszeć. 



Zona i jej przekaz dla was. 
bo przecież bez niej nie byłoby tego całego wypadu. 



Festiwal ZEW KRWI Bieszczady i mocna dawka grania alternatywa na majówkę
Paweł nie całkiem święty Smerek 67
Smerek szczyt 1222 m Bieszczady Zachodnie



*bardzo pomocny w takich momentach jest uświadomienie sobie, że rezygnacja to część naszego życia, która prowadzi do czegoś dobrego i nowego i co najważniejsze jest w porządku. Więcej o tym poczytacie u Oli Budzyńskiej
https://www.paniswojegoczasu.pl/zostan-pania-swojego-czasu/organizacja-to-sztuka-rezygnacji/


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

"ubrana na cebulę, przemoczona jak nigdy w życiu, mam minę rodem z Bieszczad" - super! Placek zbójnicki apetycznie wygląda. Pozdrawiam Państwa.

Zapraszam do mnie na blog, jeżeli wiersze nie przerażają ;)

humanoidtk.blogspot.com/

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger