Męczybuła trójmiejska



Czy jesteście szczęśliwi? 

Morze jest jak dobra randka, która nie daje o sobie zapomnieć. Wracacie do domu i jesteście wybici z rytmu, bo było na tyle ciekawie, że byście to powtórzyli, ale czy będzie wam dane? 
 Wspominacie, nieśmiało myślicie o jeszcze jednym razie, ale za daleko, to nie takie łatwe. Czas mija. Planujecie inne podróże, zwiedzacie Toruń, Katowice, tudzież Transylwanię. Jest miło, ale nadal nie to. Znowu o sobie przypomina, ale jest niedostępne. Czujecie niedosyt, więc udajecie się po pikantne smaki Bałkanów, ale nadal myślami wracacie tam. Kiedy myślicie, że nie prędko je zobaczycie, życie was zaskakuje, dając szansę.  

Dobrymi chęciami baby piekło wybrukowane. Miała być krowarzywa, wyszła cała. Jak się na to z boku popatrzy to krowa będzie cała, prawie żywa, gorzej z ludźmi. Prawie jednak robi różnicę. Zauroczona ostatnim odkryciem kebaba z seitanem idę w ciemno będąc pewna, co dobre. Kiedy słyszę charakterystyczny psztynk mikrofali blednę.... odpływa ze mnie cała krew i boję się cokolwiek powiedzieć, bo w myślach mam już najczarniejsze scenariusze.
Z niedowierzania jestem w stanie tylko kręcić głową. Wzywam wszystkie bóstwa na ratunek: nie róbcie mi tego!!! 

Nie powinno oceniać się burgera po wyglądzie, tak jak faceta na randce. Może okazać się wizualnie apetyczny,
a spróbujesz się w niego wgryźć i zwątpisz. Do tego przy każdym kęsie będziesz obawiać się o stan swojego uzębienia, a przecież twój uśmiech to połowa sukcesu. I tak jak od razu nie skreśla się faceta, tak nie skreśla się burgera... dałam mu jedną, dwie, trzy szanse? Aż rozłożyłam go na części i wyjadłam środek, bo ponoć w środku znajdziemy to, co najlepsze. 
Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość, która ponoć jest cnotą. 


Jaki morał z tego?

W życiu bywa jak z tym burgerem. Mamy swoje oczekiwania, wyobrażenia. Chcemy czegoś innego, co w danym momencie wydaje się, że jest najlepsze dla nas, a trafiamy właśnie w to miejsce z jakiegoś powodu.
Męczyłam bułę niemiłosiernie. I zastanawiałam się, czemu? Co się dzieje? Przecież nie tak miało być. Powinnam wzdychać i rozpływać się nad smakiem, a trafiam na twardy orzech do zgryzienia. Szkopuł w tym, że takie jest życie: czasem podsuwa ci burgera, który skrzętnie skrywa swoje walory, jeśli je w ogóle posiada, żebyś potrafiła docenić inne rzeczy. Piękno tkwi w otoczce, gdzie czasem nie potrzeba słów, wystarczą spojrzenia czy śmiech na samą myśl, że teraz to zapadniesz w pamięć na wieki, bo kto doprowadził do rozstroju żołądka, no kto?


Wstrząśnięta zawartością żołądka, rozbawiona do łez, ale szczęśliwa ;-)


Nie ważne jak zaczniesz, ważne jak skończysz. 
Ostatnia wieczerza okazała się ucztą, ba rozkoszą dla podniebienia. Pierwszy kęs był jak dobra gra wstępna po której chciałam jeszcze i jeszcze. Przedłużałam każdy kęs w myśl rozkoszy trwaj jak najdłużej. Maślana chrupiąca bułka z szarpanym mięsem, rozpływającym się kozim serem, pomidorkami i burakiem. Zrobiono mi dobrze i byłam najszczęśliwszą kobietą w mieście. Do tego przesympatyczna obsługa, mały urokliwy lokal skradł mi serducho.  
Sami popatrzcie na to cudo.


Życie bywa przewrotne... 
Szarpanina
Podwale Staromiejskie 94 Gdańsk
niedaleko Baszty Jacka 


                                                                                                                                                      c.d.n.

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger