pingwin na F30.stop.Ramen.stop.



Wychodzimy z pingwinem na miasto, a co? 
kobiety uwielbiają kwiaty :-P 



Znacie to uczucie. Czasami wystarczy drobny gest, muśnięcie, ulotne spojrzenie, nieśmiały uśmiech i nie możesz zapomnieć. Tak było z nami. Moje nogi wiodły mnie do Funkcjonalnej, ale coś mnie ściągnęło i już nie mogłam zapomnieć... o neonie. 

 Jak się później okazało, był to neon REMEN VEGAN SHOP. Coś mnie urzekło w tym, że dotychczas właściciele byli latającą kuchnią - nieuchwytni, można było ich spotkać tylko podczas gościnnych "występów" u innych. Wszystko zmieniło się, kiedy zawitali na Finlandzkiej w małym lokalu w którym człowiek ma wrażenie, że drzwi się nie zamykają. Mikroskopijna przestrzeń została wykorzystana na maksa. Otwarta kuchnia umożliwia podglądanie kucharzy przy pracy, jeśli ma się szczęście zająć przy nich miejsce. Nam trafił się "stolik" z widokiem na kaloryfer, ale było przynajmniej przytulnie. Zresztą bądźmy szczerzy, chwilę później nie mielibyśmy gdzie usiąść. 

Pierwszy raz jadłam na przystawkę soję z shio (zdjęcie powyżej). Rozczula mnie widok groszków soi, nie pytajcie dlaczego, z resztą spójrzcie na nie sami. Mogłabym się nimi opychać w nieskończoność. 

Menu jest krótkie, jak przystało na fast food, co ogranicza godzinne zastanawianie się, co tu wybrać. Zamówiłam i w pewnym momencie zastanawiałam się czy mój makaron nie jest przypadkiem rozgotowany. Ramen jest jak nasz rosół. Niby każdy wie, jak wygląda, ale żeby zrobić porządny rosół trzeba mieć przepis od babci. Danie jest znakiem rozpoznawczym japońskiej kuchni, ale pochodzi z Chin. 

Clue stanowi makaron. Istnieje wiele odmian ramenu, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Ja wybrałam opcję z dynią. Bywam pieskiem francuskim, jeśli chodzi o makarony, ale ogólnie bardzo mi smakowało, więc nie mogę się do niczego przyczepić. To mój pewniak po tej stronie stolicy. 


wersja pikantna z odmienną konsystencją poniżej. 


                                              widok na szczęśliwych klientów




Najadłam się, nie powiem, ale kto nie znajdzie miejsca na ciasto i piwo na deser? 
Pod F30 kryje się sympatyczny lokal na Francuskiej 30, gdzie można zjeść jedną z lepszych wersji BROWNIE jakie jadłam w ostatnich latach. Proszę niech was nie zwiedzie jego pozorny wygląd. Konsystencja tego ciasta powaliła mnie na kolana. To eksplozja czekoladowej euforii w gębie. Do tego ciasto jest na tyle zbite, że próba zmierzenia się z kawałkiem nie obejdzie się bez wsparcia towarzysza deserowej potyczki. Przednia zabawa, jak dwie osoby mocują się z niepozornym kawałkiem ciasta. Kupa śmiechu gwarantowana. A najlepiej popijać to ciemnym piwem piernikowym o uroczej nazwie foch ;-) 


















 Bardzo lubię to zdjęcie :-D 




















Vegan Ramen Shop Finlandzka 12a 
 F30 Francuska 30 
idealny duet 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger