Momencik


                Akcja Żonkil - upamiętniamy 74 rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

 
Momencik minął od kiedy byłam tutaj ostatnio. Czasem myślę, że tyle doświadczam, że życie już mnie nie zaskoczy. Jaka jestem naiwna w swym myśleniu.
 
Życie ostatnio zaskakuje mnie na każdym kroku. Wyrwało mnie skutecznie z co dziennego rytmu, dało nieźle do myślenia. Nie opuszczało mnie wrażenie, że wszystko toczy się po staremu, a jednak świat się dla mnie zatrzymał. Stajesz w miejscu i nie wie wiesz, co dalej. Nie możesz pozbyć się tego natarczywego pytania: dlaczego. Z jednej strony czujesz wdzięczność, że spotkałam na swojej drodze człowieka, który dopiero jak odszedł uświadomił mi jaki miał na mnie wpływ. To dzięki niej staram się być dobrym człowiekiem nie tylko w pracy zawodowej, gdzie to ma ogromne znaczenie, ale również w życiu prywatnym. To dzięki niej z pewnością szłam swoją drogą zawodową, bo chciałam być taka jak ona. To dzięki niej wiedziałam, że to też jest moja droga. Pozostaje niezgoda na to, że jej już nie ma, bo za wcześnie, za szybko. Tak samo jak tęsknota i pustka, której nie wypełni nic.
Jak odchodzi nam ktoś bliski uświadamiamy sobie ulotność życia, dnia, chwili.
Przypominasz sobie, jak ważne jest mówić tym, którzy są dla nas ważni, że są.
Przytulić, ucałować, uśmiechnąć się.
Przypominamy sobie po co, dlaczego i jak chcę żyć.
 
 

 
A jak już wracać to w dobrym momencie. A najlepszym miejscem na powrót okazał się Momencik;-) mała knajpka serwująca specyfiki kuchni meksykańskiej w wersji wegetariańskiej. Uwielbiam takie małe, przytulne lokale, ukryte gdzieś od zgiełku w piwnicy, które żeby nie ominąć w tym co dziennym pędzie trzeba zwolnić i bacznie rozglądać się kierując swój wzrok niziutko przy ziemi.

 
Jamnik w cylindrze - ta kreska jest mi skądś znajoma, czyżby... ;-)
 
 
 


    Zamówiłam lunch, ponieważ po Akcji byłam mega głodna, a na nogach od momentu piania kogutów posiliłam się tylko kanapką na śniadanie. Zupa dnia w opisie brzmiała, jakby była trzema zupami ;-) Przyznaję się bez bicia lubię zupy krem i to jeszcze dyniowe ;-D jak przystało na kuchnię meksykańską delikatnie ostra, a ja nie jestem miłośnikiem ostrych potraw, więc jak dla mnie zabrakło kleksa śmietany czy jogurtu, żeby takie wrażliwce z delikatnym podniebieniem przeżyły rozkoszne delektowanie się, nie ma co ukrywać, pyszną zupą.


    Tak, tak... nowa odsłona blondynki ;-)


   W zestawie lunchowym jest burito - można sobie wybrać rodzaj placka oraz nadzienie. Zgodnie z sugestiami mojego towarzysza zdecydowałam się na Kalifornię ;-) Lubię zielone i szpinak, więc pasło na tortillę szpinakową. Nie żałuję, oj nie żałuję. Dobrze mi zrobił ten zawijas ;-) Dobra czułam lekką pikantność, więc ją zabiłam sosem anansowym zresztą skutecznie ;-) popijając lemoniadą - ciekawą wariacją smakową.
 


    A to najlepsza rekomendacja - do jamnika dołączył kot z "rekomendacją blondynki z Warszawy"
Jak nie wierzycie - pędźcie na Momencik i poszukajcie ich ;-)


   A żeby mi zrobić dobrze w tym rozkosznym momenciku dostałam to, co mnie rozkosznie dopieszcza - daktyle ;-D


 Momencik
Poznańska 16


Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger