w międzyczasie... zielone królestwo i spółka





nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała danego czasu na coś dobrego... przynajmniej po części.
o GAŁĘZISTYM Urbanowicza już wspominałam. jak przez niego przebrnęłam zastanawiałam się co miałabym o nim napisać. podtrzymuję swoje pierwsze wrażenie. nadal pomysł wykorzystania polskich korzeni, historii, miejsca, sięgnięcie do tradycji i kultury ukazując przy okazji uroki Suwalszczyzny w połączeniu z mroczną tajemnicą drzemiącą w gęstwinie lasu mnie zauroczył, ale... właśnie, problem tkwi w ALE... język jakim operuje autor... mam nadzieję, że to literacki trik, bo momentami miałam ochotę rzucić książkę w kąt. Zastanawiałam się DLACZEGO? mieć taki pomysł i go schrzanić. ciągnęło się niemiłosiernie, dialogi czasem jakby wymuszone... poszperałam w sieci i co odkopałam. autor jest matematykiem i informatykiem, kochającym horrory... i to by wiele tłumaczyło... poza tym nadal uważam, że z czym jak z czym, ale z powieścią jest jak z relacją z drugim człowiek musi być chemia... a tego tutaj zabrakło. chociaż przyznaję końcówka zaskakuje, ale... ciągle nie opuszczające mnie ALE...

 
 
ale przejdźmy dalej...
AMY... zakochałam się w chropowatości jej głosu... a oglądając film dokumentalny pogryzłam wszystkie paznokcie przeżywając dramat jej życia. nie mogłam pozbyć się nurtującego mnie pytania... czy gdyby nie BLAKE historia mogłaby potoczyć się inaczej? zaskakujący powrót Blake'a w szczytowym momencie jej kariery - a zarzekał się, że kocha inną (przyznaję, gdyby nie odszedł pewnie nie powstały takie utwory jak "back to black"), wrażenie że jej ojcu bardziej zależało na kasie, którą zarabiała niż na niej samej, a on w jego obecności była złaknioną małą dziewczynką, którą porzucił odchodząc do innej kobiety... presja, ciężar sławy, nagonka mediów, zobowiązania, oczekiwania...

 
oblicze miłości... a jej imię CAROL...  Cate Blanchett i moda, którą kocham...


mam takie małe marzenie...
BROOKLYN historia o odwadze, miłości, tęsknocie, dorastaniu... a ja mam ochotę pójść na potańcówkę... i na włoskie jedzenie popite guinnessem w IRISH PUB...  co da się spełnić :-)




a klamrą zamykającą będzie przeciwwaga dla Gałęzistego. PRZESTĘPSTOW Ferdinanda von Schiracha - GENIALNE w prostocie. to dowód, że w prostocie tkwi piękno i klucz do sukcesu. niby banalna sprawa - zbiór opowieści o ludzkich zbrodniach, ale... i to ale sprawia, że chcesz mieć tą powieść na swojej półce i do niej wracać. bo czasem zło przybiera tak banalną postać...
 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger