Zamach stanu


 
 
Jeśli poniedziałek zaczyna się od strajku i wtargnięcia Ministra o czym donoszą wszelkie media, a ja mam spotkanie na szczycie to coś wisi w powietrzu. Nikt mi nie powie, że nie można lekceważyć przeczucia - wtargnęłam do Kluski i się zaczęła czarna fala. We wtorek powędrowałam do Mleczarni, bo zapragnęłam złamać klątwę, ale było coraz gorzej - pierwsza oznaka - krzykliwy napis NIE MA PIEROGÓW ZE SZPINAKIEM. Grzecznie się pytam DLACZEGO??? toż to już drugi tydzień trwa, ile można narażać klienta na rosyjską ruletkę przy celowaniu w pozycję z menu i pozbawiać czegoś co kocha. Na marginesie szerokim łukiem omijać grykos, a raczej coś co tylko w nazwie jest grykosem, ale daleko mu do tego.
Nie wiadomo. Jak można nie wiedzieć. Proszę zupę pomidorową - NIE MA POMIDOROWEJ - ale jak to??? świat schodzi na psy - jak może nie być POMIDOROWEJ - TO JAK POZBAWIĆ POLAKA POLSKOŚCI. - jak Pani poczeka to będzie. To czekam, zabijając czas czekaniem na naleśniki ze szpinakiem na pocieszenie. A do łapy dostaję wibrujące urządzenie, co w pierwszej myśli przywodzi mi bar z KEBABem - siadam w nadal zatłoczonym barze i dumam wpatrując się w urządzenie, bo nie mogę skupić się na rozmowie - urządzenie emituje dziwne fale świetne, a potem przyprawia mnie o zapaść, kiedy z nienacka się uruchamia. Odbieram naleśniki - już mam się do nich zabrać, ale coś mi mówi - może jest zupa. Idę. Staję grzecznie i proszę o zupę, bo garnek z pomidorową wywęszę wszędzie. Pani z lekką wadą wymowy mówi zaraz i obsługuje pana. No dobra, rozumiem, ale ja byłam pierwsza!!! Potem ewidentnie olewa mnie zajmując się porządkami w garnkach, jakby one były ważniejsze od klienta. Czekam cierpliwe, bo z natury jestem CIERPLIWYM CZŁOWIEKIEM.
Podchodzi kolejna Pani i udaje, że mnie nie widzi. Nie zapyta, czy może pomóc - obsługuje kolejną Panią, co to właśnie złożyła zamówienie i dostała OD RAZU ZUUUUPĘ. Gdybym się nie zbuntowała to bym pewnie tam stała jak sierota do zamknięcia. Ale nadal twardo z szerokim (kto mnie zna wie o co kaman) uśmiechem proszę o POMIDOROWĄ. Pani bez zastanowienia zapodaje do miski makaron! W ostatnim ułamku sekundy udaje mi się uratować miskę przed zrzutem - ląduje w niej ryż. Ufff... siadam i konsumuję. Zupa ok, ale...  jak doszłam do naleśników okazało się, że najlepszy z nich jest naleśnik, bo ze środka zaczął wyciekał zielony płyn... Dwie knajpy, które dokonały zamachu na moje jedzeniowe nawyki wprowadzają we mnie stan oporu, buntu i STRAJKu!!! Trzeciego dnia przyjechałam do pracy z własnym jedzeniem, nie chciałam narażać własnej osoby na skrajn załamania nerwowego. Mój domowy dostawca postanowił mnie wykończyć dobrymi chęciami przygotowując posiłek. Jak tu nie kochać ludzi. Obawiam się, że jak ja zacznę gotować to już można szykować mogiłę. Alternatywą jest głodówka albo przejście na dietę ziemniaczaną.



 
Ave ALPHA z Predatora - zakochałam się w demobilach :-)
 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger