Maryjka



Kiedyś nosiłam się z tym pomysłem. Ostatnio po pracy miałam w sobie niepokojącą potrzebę zaczerpnięcia świeżego powietrza. Maszerowałam swoją ulubioną ulicą Mokotowską. Maszerowałam tak uprawiając wewnętrzny boks z własnymi myślami. Ostatnio dużo boksuję, na szczęście jedyną poszkodowaną osobą w tym starciu mogę być tylko ja. Tak sobie maszerowałam, aż stanęłam i jakoś iść dalej nie mogłam. Spojrzałam w lewo, a ona tam stała. Niewzruszona, taka spokojna. Zanim się zorientowałam stałam przed nią i oczu nie mogłam oderwać. Uśmiechnęłam się do siebie i pomyślałam, że będzie dobrze. Obejrzałam się wokół i pomyślałam sobie, że w takim miejscy to bym mogła mieszkać. Pod czujnym okiem Maryjki. Wiadomo najciemniej pod latarnią, ale zawsze to coś. Wiem, że na mieście można znaleźć więcej Maryjek. Jak się ociepli pójdziemy szlakiem Maryjek. Kto powiedział, że nie można zwiedzać Warszawy szlakiem Maryjek. O mam kolejny pomysł. Inspiracją będą czasy z dzieciństwa :-)



1 komentarz:

Unknown pisze...

Piszesz świetnie, lubię Cię czytac ale mam jedną małą uwagę:) Bardzo Cię proszę, kup sobie dobry aparat fotograficzny. Zdjęcia z telefonu to nie to samo. Czytamy Ciebie razem z moją piękniejszą połówką i mamy takie same zdanie. Uważamy, że Twój blog tego potrzebuje:) Pozdrawiam z deszczowej niestety Toskanii P.

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger