Slow baby, slow

Slow baby, slow


Są takie dni, a ten zdecydowanie się do nich zalicza, że mój organizm mój donośnie ZWOLNIJ, mam dość tego twojego brykania po mieście, jedziesz na rezerwach. Przespałam pół dnia próbując naładować baterie. Zmienność pogody zaczęła na mnie działać, ale jakiś czas temu umówiłam się z moim człowiekiem. Postanowiłam pójść po rozum do głowy i nie ignorować oczywistości. 
Jeśli zwolnić to tylko na SLOW WEEKEND.
Ledwo zwlekłam się z łóżka, ale moja determinacja czasem mnie zaskakuje. A może upór i świadomość, że jak tego nie zrobię to pewnie nie spotkamy się w najbliższym czasie. 

Mińska 65 przeistoczyła się w wielkie targowisko różności od ubrań, biżuterię, golibrodę, artykuły dla brodaczy, kolorowe skarpetki, po artykuły dla psów i dzieci. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. 


to poniżej mnie powaliło hehehehe 


Stan mojej głowy można podziwiać w zdjęciach, z ręką na sercu przyznaję się, nie przyłożyłam się tym razem, bo tych bodźców było tak dużo, że nie dałam rady. Wszędzie coś. Wyłapałam, co niektóre perełki. Kącik z winylami, gdzie jakbym mogła zostawiłabym całą pensję, a później żyła z datków. Bluza w kuce mnie rozczuliła. Zaintrygowało mnie stoisko z warsztatami, gdzie można było zrobić swoją torebkę albo koszulkę, ale było oblegane przez dzieciaki, więc spasowałam przy młodszej konkurencji. Ale za rogiem znalazło się stoisko z maszynami do szycia.
Gdy widzę maszyny to oczy mi się świcą.... krążyłam koło tego stoiska jak sęp polujący na swoją ofiarę, ale spasowałam, bo jakbym tam usiadła to pewnie bym nie wstała - trzeba by mnie odciągać siłą, a one takie piękne...




Pani od SokoWirówki jest naszym bohaterem - po wiadomości, że Janinka ma problemy sprzedała sok Panu stojącemu za nami, a dla mojego człowieka przygotowała nowy sok bombę energetyczną. PYCHA!!!! Szukajcie ich na tego typu imprezach.
http://sokowirówka.com.pl


Przepadłyśmy w tej strefie - tu dopiero można było dostać oczopląsu. Dobrze, że mam lekko zapchany nos, bo mieszające się zapachy by mnie powaliły na kolana. Janinka zasadziła się na curry, ale jak sama stwierdziła - robi lepsze. Ja zapragnęłam pierożków - wiem, jestem taka przewidywalna, ale na dobre mi to wyszło, ponieważ spotkałam przy stoisku Monikę i muzyków z Wrocławia i byłam niezmiernie uradowana. 




Nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie odwaliła. Jestem przygotowana na wszelkie okoliczności - w magicznej czerwonej torbie znalazło się piwo z Macedonii w asyście kubków i otwieracza - każda kobieta powinna być zaopatrzona w taki zestaw ;-) 


przyznaję z ręką na sercu nie jadam gofrów ani naleśników z nutellą, ale BĄBELKOWE GOFRY - zabijcie mnie hit sezonu. pierwszy raz na oczy widziałam, są cudacznie - cudaczne.




Zastanawiałam się czy spotkam tu tego Pana mego starego dobrego znajomego
Grzegorz Lukowski i modelka w okularach od sunlovers
polecam ;-) 

Janinka zakochała się w unikatowej wersji prosto z San Francisco :-D 



Supermodel and Lukowski 
http://www.sunlovers.pl
z kamerą wśród blogerów

z kamerą wśród blogerów


Postanowiłam zrobić coś szalonego w swoim życiu, a to pierwszy raz pomyślicie. Tym razem to coś grubego. Nie wiem, gdzie, ale wyskoczyło mi, że jest coś takiego jak BLOGOWIGILIA. Udało się, zapisałam się, a potem kumpela mi podrzuca temat. 
- A ja już zapisana - cieszę się, nie wiedzieć czemu. Chyba na samą myśl, że mogę poznać tych wszystkich ludzi.
- Słuchaj wszystko pięknie, tylko... 
No i powiedziała jak może być. Miałam to, gdzieś z tyłu głowy, ale postanowiłam mimo wszystko pójść. 
Wychodzę z założenia, że sama wyrobię sobie zdanie. 

I
Świeć się jak milion dolców... 


Impreza zamknięta, wchodzą tylko ludziki z listy - przez sekundę możesz poczuć się jak VIP. Obeszłam wszystkie stoiska i moim celem stał się bar. Zaopatrzyłam się w piwo i nie wiedząc, co ze sobą począć przycupnęłam na schodach. I tak pewnie mogłabym spędzić całą imprezę sącząc piwo za piwem, no żałosne. Kumpela miała racja, jeśli nie przyjdziesz z kimś to właśnie tak się kończy, najgorszy scenariusz z możliwych. Widziałam kilka takich zbłąkanych duszyczek obijających się od barierki do barierki. To jest chyba najsłabszy punkt całej imprezy, bo sama idea mnie zachwyca. Zorganizowanie przestrzeni dla ludzi, którzy robią podobne rzeczy. W pewnym momencie stwierdziłam, że nie może to się tak skończyć.  Może i mój blog nie ma milionowych odsłon, ale przecież to ja. Ja coś mogę z tym zrobić. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, bo jeszcze chwila i nawiałabym, gdzie pieprz rośnie. 

Mogłabym przesiedzieć na tych schodach imprezę do końca piwa i wyjść, ale postanowiłam, że raz się żyje. 
Z mojego punktu obserwacyjnego miałam idealny widok na znaczną większość ludzi, krążących jak drapieżniki po safarii taksujących pozostałych na tym lekkim targowisku blogerskiej próżności... wszyscy piękni, młodzi, rozpoznawalni. 

Postanowiłam zebrać się w sobie i z nią porozmawiać, bo uważam, że Natalia Trybus prowadząca Pink Candy robi coś wspaniałego - rozmawia z ludźmi o seksie i wszystkim z nim związanym. Jej przygoda zaczęła się dość nietypowo, ale ja uwielbiam takie historie. Nie mogła znaleźć pracy, zatrudnili ją w sex shopie. Postanowiła podzielić się swoją wiedzą. Mąż podpowiedział i tak ruszyła akcja z kanałem na youtubie. Teraz poszerzyła swoje kompetencje i jest edukatorem seksualnym, ale przede wszystkim jest przesympatycznym, ciepłym człowiekiem. 

Seks to jedna z najpiękniejszych sfer naszego życia, a ona opowiada o nim jak nikt przed nią. Śmieję się, że jest taką Wisłocką XXI wieku. Obyś nigdy nie zwątpiła w to, co robisz. 


Po naszej rozmowie już zamierzałam wychodzić, ale wpadliśmy na siebie... tak, tak poznałam twórcę Szarego Burka, czyli Łukasz, który ma słabość do obfotografowywania opuszczonych budynków. To są dwie duszyczki, które uratowały mój wieczór. Łukasz dał się namówić na dekorowanie gwiazdy betlejemskiej - to był fajny akcent na zakończenie.


Wielki szacun dla ludzi, którzy zadbali o catering - sami uczestnicy przygotowali jedzenie. 
Zniknęło dość szybko.


Wspomniane stanowisko ds. dekoracji gwiazd. 






Czy wybiorę się na następną edycję? Nie mam zielonego pojęcia, co będzie za rok. Byłam, zobaczyłam i poznałam fajnych ludzi i to się liczy najbardziej. 

Poniżej znajdziecie linki do moich duszyczek.  

https://www.youtube.com/watch?v=cCJiKTf2nsE
http://szaryburek.blox.pl/














Mam Mroczki przed oczami

Mam Mroczki przed oczami


- jak Ci leci?
- mam Mroczki przed oczami



Czytając Inwazję Miłoszewskiego byłam zachwycona kunsztem pisarskim autora, lekkością opisywanych zdarzeń, które jeśli śledzimy wydarzenia polityczne, choć stanowią fikcję literacką, były na wskroś rzeczywiste. Decyzja jednego człowieka mogła odmienić życie wszystkich. 

Wojna - temat na wskroś ambiwalentny, dla artystów stanowi pewien rodzaj katalizatora. Możliwość odniesienia się do wydarzeń, często formę protestu, własny manifest polityczny.
Dla mnie najbardziej fascynującym aspektem wojny jest mierzenie się z banalnością zła. Obrazy Mroczki choć skupiają się na ukazaniu konsekwencji wojny w zaskakujący sposób niosą ze sobą spokój. Mimo przedstawianych zgliszczy, cierpienia, upadku człowieka i narodu, zastosowanie autorskiej techniki malarskiej, genialnie wyważa pozorną banalność zła niesionego przez działania wojenne. W harmonijny sposób łączą to, co niepołączone, nienazwane. 

Nie będę rozpisywać się o kunszcie warsztatu artysty, bo nie mam do tego kompetencji. Jednak po raz pierwszy urzekła mnie pomysłowość zastosowania nietypowych blejtram, które stały się znakiem rozpoznawczym Mroczki. Dla mnie miarą wielkości artysty jest styl, który zapada w pamięć oraz emocje jakie wzbudza na odbiorcy. 




    Powyższe dwa obrazy pochodzą z prywatnej kolekcji Mariusza Szczygła. 








Pałac zatrzymał mnie przy sobie najdłużej - to ta czerwień mnie uwiodła. 


W bardzo nietypowej aranżacji z artystą ;-D 



Michał Mroczka
Jest bezpiecznie 
 można oglądać w galerii Wejście przez sklep z platerami ul. Ogrodowa 7 do 07. 01. 2018r.





podglądając Janysta

podglądając Janysta


Anglicy powiadają, że na wszystkie bolączki życiowe najlepsza jest herbata, coś w tym jest. Ta, którą piłam w niedzielę nie tylko mnie rozgrzała po przejściu połowy miasta, ale stanowiła też zaczyn do rozmowy. Aromat muffiny jagodowej z miodem wypełnił małą, ale przytulną powierzchnię Pragalerii. W stolicy co rusz powstaje jakaś galeria, ale co sprawia, że do niektórych mamy ochotę wracać, nawet jeśli ze sztuką mamy tyle wspólnego, co nosorożec z baletem. Kluczem wydają się ludzie tworzący miejsce, ale też ci którzy w jakiś sposób wiążą się z nim. 
Krajewski jest niczym herbata, która rozchodzi się po ciele, jak ciepło pitego naparu, rozkosznie otula ciepłem artystów i sztukę. Miodzio, taki kurator. 


Szczęśliwa ja na tle muralu autorstwa Kuby Janysta. 

Lubię odkrywać miasto przez pryzmat jego stygmatów. Jednym z moich ulubionych są murale. Po raz pierwszy miałam okazję podglądać artystę przy pracy poznając tajniki tworzenia. Po raz pierwszy mogłam zobaczyć jak mural wdziera się do miejsca, nadając mu innego wymiaru. Stając się przedłużeniem miasta. 

To kolejne zderzenie Janysta z muralem, ale po raz pierwszy koncept jest autorski, na wskroś jego. Jednocześnie stanowi zapowiedź obecnych zainteresowań artysty, które są odejściem od złożonej formy, ku prostocie przekazu. Przyglądając się powstającej pracy można zobaczyć wiele lub nic. Ludzie boją się interpretować sztukę, bo nikt już tego nie uczy. Nie chcemy wyjść na nieobytych Januszy. Kiedy stoisz przed obrazem lub muralem zamknij oczy, spróbuj się wyciszyć. Kiedy spojrzysz znowu staraj się zapamiętać emocje. Z dziełami jest jak z ludźmi, jeśli nas zatrzymują przy sobie, zostaną dłużej, nie pozwolą o sobie zapomnieć, znaczy się, że artysta dobrze wykonał swoją robotę. Mural Janysta jest dla mnie próbą uchwycenia istoty miejskiego chaosu. Wychodzi od idei szumów, zakłóceń. Próbuje okiełznać rzeczywistość, zamknąć ją równocześnie próbując otworzyć, bo miasto choć ma ramy jest żywą tkanką, rozrastającą się, żyjącą swoim życiem. Możesz próbować  nadać jej umowne ramy, przepuszczać przez filtry własnej interpretacji otaczającą rzeczywistość, ale ono nieustannie będzie się wymykać. Myślę, że w tym tkwi piękno i istota fascynacji miastem. 




efekt końcowy można podziwiać już w czwartek przy okazji 15 aukcji Sztuki Młodej - poniżej znajdziecie kilka obrazów, które zatrzymały mnie na chwilę przy sobie. 


Artysta do nas macha, a poniżej szczęśliwe dzieci sztuki
Janyst, Kowalska and me. 



   Łukasz Jankiewicz w poszukiwaniu koloru, 2017



artystyczna anegdotka, żeby dodać smaczku ;-)
sączę w najlepsze herbatkę. staję przed zebrami i z radością oznajmiam, że przecież to Mroczka.
I w tym momencie w drzwiach pojawia się on sam, a my witamy go salwą serdecznego śmiechu, bo ma chłopak wyczucie czasu jak nikt. 

 Michał Mroczka zebranie polskie, 2017 


  Mirrela Stern, droga do miasta czasu, 2017 
  coś jest w tych lalkach. Zabijcie mnie, ale moje pierwsze skojarzenie to Dixit - tak pięknie by pasowały :-D


Magdalena Rytek - Skorek, ojciec z synem, 2017


Katarzyna Kuciel, wschód, 2017


Olga Pelipas, carnival, 2017


                       Ewelina Kołakowska, bodytemple, 2017 
                       za mroczność i połączenie technik 


Bartosz Pszon, bez tytułu, 2017



Mural skończony, więc można było udać się do Składu butelek i prowadzić dysputy artystyczne do rana, nie polecam w niedzielę, bo może artyści mają wolne poniedziałki, ale takie szaraczki jak ja, jednak muszą wcześnie wstać ;-) 
Ale dla tego chłopaka, co to nam grał przez ponad godzinę warto było. 


Dodam od siebie na zakończenie, że w najbliższy czwartek, jeśli macie chwilę zajrzyjcie do Pragalerii na 15 aukcję Sztuki Młodej oraz do galerii Wejście przez sklep z platerami na wernisaż Michała Mroczki.  

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger