Lepsze jutro było wczoraj. Uwaga: zabójca czasu





Bardzo długo zmagałam się z ugryzieniem tego tekstu. Mogłabym pójść na łatwiznę i opowiedzieć Wam jak to pojechaliśmy do Lublina, jak to szukaliśmy galerii sztuki w galerii handlowej, jak to jest być pierwszymi osobami przed wernisażem zanim zejdą się ludzie. Jak to jest robić fotorelację, co wychodzi mi całkiem nieźle, a przy okazji pilnować dwóch czworonogów zmęczonych podróżą i z racji swego sędziwego wieku już nie znoszących tak dobrze tłumu ludzi. Mogłabym opowiedzieć o wyprawie do nowego miejsca na mapie Lublina, które obecnie mieści się w kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie spędziliśmy czas do rana rozprawiając o sztuce i życiu. Mogłabym opowiadać o psich zdrowotnych pertubacjach i podróży z duszą na ramieniu do moich ukochanych Jaślisk. 

Ale tak naprawdę to od dłuższego czasu zastanawiam się nad tytułem lepsze jutro było wczoraj. W grudniu przeczytałam Ucieczkę od bezradności Tomasza Stawiszyńskiego, która rozsadza mózg. Autor bierze na warsztat bezradność, którą odczuwamy względem śmierci, straty, smutku. Święta spędziłam z Urszulą Jabłońską, która doświadczając bezsilności wobec świata wyrusza w podróż w poszukiwaniu alternatywnych społeczności, będących wyrazem tęsknoty za wspólnotą, życiem w zgodzie z przyrodą w poszanowaniu ludzkiego życia. Autorka porusza kwestie spółdzielni, więc sami rozumiecie mój uśmiech podczas czytania i jeszcze większe pragnienie zagłębienia się w historie o komunach i alternatywnych społecznościach, które poszukują równowagi zatraconej w świecie generowanych potrzeb przez neoliberalną politykę konsumpcjonizmu. 

Mamy koniec grudnia, czas próżnię między świętami, a noworocznymi postanowieniami, że tym razem będzie lepiej. Był czas pełen świątecznych tematów, a teraz pewnie będzie zalewać nas masa podsumowań i planów na miarę zdobywania pięciotysięczników. We mnie nadal trawią się ostatnie trzy lata, które nie powiedziały jeszcze ostatniego zdania. 

2019-2021 z jednej strony to czas darów w postaci ludzi, którzy stali się częścią mojego życia. Jednocześnie to czas złamanego serca, wstrzymanego oddechu, zamrożenia. Przeżywania straty, żałoby, ale też mikrożałób przez doświadczanie pandemii. Jestem typem, który działa nawet w sytuacjach kryzysowych. Oswajam sobie nowe doświadczenia poprzez działanie. Dopiero potem nadchodzi czas tworzenia przestrzeni na przeżywanie, doznawanie emocji, które mnie trawią. A dużo tam bezradności, całe morze. A nawet ocean bezradności względem działań rządu. Bezradność po kolejnym proteście, kolejnej śmierci w wyniku covidu, w wyniku zaostrzenia ustawy o aborcji. Bezsilność i bezradność względem ilości doniesień o zachorowaniach na depresję, wzroście myśli samobójczych, podejmowanych prób. Bezsilność, że nie pomożemy wszystkim. Bezradność wobec nastawiania ludzi przeciwko ludziom. Nawet moje emocje, przybierające czasem skrajną formę wściekłości i wykrzykiwania ***** *** nic nie dają oprócz zdartego gardła i zszarganych nerwów. Co mi przyniesie darcie się na kanapie do szklanego telewizora. NIC. No dobrze, może ujdzie ze mnie para.  

Żeby przetrwać pandemię wpadłam na genialny pomysł wydania swojej publikacji, bo przecież nadal mam w głowie, że spędziłam, tfu zmarnowałam 8 lat ze swojego życia na doktorat, to niech coś z tego wyniknie. W tle słychać rechot narratora. To jedna z ciekawszych lekcji dotyczących konsekwencji w życiu. Morał z niej taki, że możesz przestać wtedy kiedy czujesz, że to nie ma sensu, a nie ciągnąc coś w nieskończoność bo tak wypada, bo tyle już czasu na to poświęciłaś itd. Bo przecież zaczęłaś, więc musisz skończyć. Efekt końcowy był gotowy w lutym 2021 roku. Zrobiłam to, ale... euforii nie było. Przyszła proza życia. Musiałam zakasać rękawy, wyjść ze strefy komfortu i uczyć się sprzedawać z lepszym-gorszym efektem, coś drgnęło. Momentami czuję się jak domokrążca, który wciska na siłę ludziom coś czego nie potrzebują. Ale ponoć najlepszy sprzedawca nawet łysemu sprzeda grzebień. Do tego poziomu jeszcze mi daleko ;-) Z drugiej strony koniec oznaczał stanięcie przed ziejącym mi w karg pytaniem czy jesteś gotowa zobaczyć co teraz? A może powinnam zająć się czymś jeszcze, żeby oddalić od siebie przeżywanie tego, że nie podoba mi się w jakim kierunku zmierzamy, że nie mam na to już ani siły ani pojemności psychicznej. Możemy tylko bezczynnie patrzeć, przyglądać się temu, co się dzieje. Walczyć w sobie z poczuciem bezsilności względem rzeczy na które nie mam wpływu. Powtarzanie sobie, że wpływ mam na siebie nie pomaga, bo przeraża i paraliżuje mnie świadomość, że ONI swoimi decyzjami wpływają pośrednio na moje życie, czy mi się to podoba czy nie. 

Lepsze jutro było wczoraj to dla mnie tendencja do patrzenia w przyszłość, która jawi się w pięknych kolorach, oślepia nas swym blaskiem, nadzieją na lepsze jutro. Iloma obrazkami z SM karmimy swoją duszę, że ktoś ma inne lepsze-lepsiejsze życie do którego należy dążyć, żeby poczuć, że żyjesz. To trochę jak odmalowywanie fatamorgany. Im bliżej niej tym się ulatnia i oddala. Możesz wszystko, wszystko jest możliwe... czy rzeczywiście mogę wszystko? A może to kolejne kłamstwo, którym mnie karmią? Przyszłość jest taka obiecująca, pociągająca, mamiąca, że skupiamy na niej nie tylko wzrok, ale swoje postrzeganie i życie. Przewrotnie możemy uciekać od lepszego jutra w przeszłość, którą rozpamiętujemy nieustannie, sentymentalnie, nostalgicznie popadając w melancholię. Kiedyś to było, kiedyś to były czasy... a teraz nie ma ani czasu ani czasów. 

Patrząc w jutro, które było wczoraj zapominamy o tym, co tak brutalnie obnażyła nam pandemia - mamy dzisiaj, tu i teraz. Teraźniejszość, która może wymuszać na nas konfrontację z tym co doświadczamy. Nagle jesteśmy zamknięci, zastraszani, że ten drugi człowiek może nam zagrażać, więc izolujemy się. Zamykamy się w czterech ścianach i w ekstremalnych warunkach spotykamy się z drugim człowiekiem i z samym sobą. Na poradzenie sobie z tym mamy wiele strategii. Jedną z nich jest bycie w działaniu, kolejną mimowolne otępienie. Działam póki mogę, wkładam w pewien obszar całą siłę, a na resztę już mi nie starcza, więc trwam w otępieniu.   

Aż życie znowu wybije cię z rytmu i otępienia. Postawi wszystko do góry nogami, wywróci na drugą stronę nie pytając cię o zdanie. Co byś sobie nie myślała, nie zaplanowała, tak jak pandemia tak i życie, może nagle z dnia na dzień udowodnić ci, że masz wpływ na to, co w danej chwili czujesz i co przeżywasz, a swoje plany możesz schować głęboko w kieszeń. Możesz dokonać wyboru, podjąć decyzję, wziąć odpowiedzialność. A co do planów to bardzo szybko w brutalny sposób uczysz się elastyczności i dostosowywania do swojego kontekstu. Lub nie tworzysz żadnych planów, bo nie wiesz jak będzie. 


Ale żeby nie było tak strasznie mrocznie egzystencjonalnie i pesymistycznie to zapraszam do obejrzenia zdjęć z wernisażu Lepsze Jutro było wczoraj Galeria Labirynt Plaza, gdzie swoje prace wystawili Katarzyna Kowalska, Grzegorz Tomczyk, Kamil Zaleski 




Zaczęłam ten wpis w dość nietypowy sposób, a w tym miejscu między kadrami, których nie spodziewalibyście się tu zobaczyć przerywnik. Pojawiły się niczym dwa chochliki w życiu, które sprawiają, że wywraca ci się życie. A raczej wywracasz oczami, a kąciki ust lekko unoszą się w uśmiechu. Fotoreportaż ma opowiadać historię obrazem. Starać się uchwycić chwilę, emocje towarzyszące wydarzeniom, które obserwujesz i rejestruje wprawne oko. Ale fotografia może skupiać się też na tym, co jest poza kadrem. Na codzienności czy to w postaci lampy bez której nie byłoby dobrej ekspozycji czy to trampka świadczącego o tym, że ktoś przyszedł tu i jest, żeby złapać lepsze jutro, które było wczoraj. 



Katarzyna Kowalska przegląda jedną z ciekawszych prac. 

Svieta Butsan Uwaga: zabójca czasu 2019 
książka artystyczna składa się z 3216 małych rysunków. Została stworzona w 2019 roku w ramach aneksu do dyplomu artystycznego. Jest to podręcznik kompozycji i pomysłów dla artystów mających problemy psychiczne. W pierwszej części każdy rysunek jest samodzielny. W drugiej - pojedyncze rysunki zbierają się w większe kompozycje. W następnej części powstały minimalistyczne powtarzające się rysunki, które przypominają kadry z animacji poklatkowych. Zakończenie jest manifest, kończący się tzw. strumieniem światła. 
(opis zaczerpnięty z wystawy). 




Grzegorz Tomczyk 




Artyści wraz z kuratorką wystawy na tle kosmosu Katarzyny Kowalskiej, Grzegorz Tomczyk i Kamil Zaleski 



Katarzyna Kowalska oraz Zona, która czuwa nad pracą Grzegorza Tomczyka No boudaries/Żadnych granic  Did you miss me/ Tęskniłeś za mną oraz No blessing/Żadnych błogosławieństw z cyklu No Title. 

Inspiracją tryptyków są dzieła Rafaela Sanzio. Kult maryjny to charakterystyczna cecha polskiego katolicyzmu, głęboko związana z patriotyzmem. Sposób myślenia, usankcjonowany wielowiekową tradycją jest prawem, które chce kontrolować moralność i tożsamość duchową kolejnych polskich pokoleń Polaków. Obrazy są próbą świeżego spojrzenia na wyobrażenie oblicza Madonny, inwersją klasycznego przedstawienia, symbolicznym komentarzem na miarę dynamicznych przemian współczesnego świata. Znikł uśmiech, kojące spojrzenie, czuły gest. Nie są to już typowe, piękne wizerunki Madonny. Ukazują jeden z najważniejszych filarów polskiej tożsamości narodowej i jednocześnie mu zaprzeczają, ponieważ nie wyobrażają spokojnego, ufnego oblicza matki - opiekunki. Kipią, pulsują, obezwładniają kruchością i obdzierają tajemnicę z reszek farby. Wizerunek Madonny koił zmysły i dodawał otuchy, bo świat miał być lepszym miejscem. A może już był? Może lepsze jutro już nie nadejdzie? 
(opis zaczerpnięty z wystawy)





Gaja nadzoruje zwiedzanie 


przyłapana na robocie z Zoną 














Afterparty odbyło się w kamienicy na Krakowskim Przedmieściu 6, gdzie udało nam się podejrzeć przed wernisażem finalną wystawę Ad Extremum. Ciekawe przypadki odpadania głowy zorganizowanej w ramach jubileuszu Otwartej Przestrzeni. 




Nie mogłam od nich oderwać wzroku przez większość wieczoru Chryzantemy Małgorzaty Pawlak, 2021 olej na płótnie 


Katarzyna Kowalska w trackie rozpakowywania swojej instalacji. 


Kamil Stańczak, Wędrowiec na koniec świata, 2021 technika własna
za piękno kontrastu surowego płótna oraz format. 



Sławomir Plewko, Immersja Przestrzeni
2021, druk wielokrotny pigmentowy na płótnie, punktowy lakier UV, MDF

Od tego też nie mogłam oderwać wzroku. Niesamowitość powtarzalności linii nachodzących na siebie okręgów w połączeniu z monochromatyczną kolorystyką bazującą na bieli, czerni oraz błękicie z grą światła. Iście kosmiczny obraz. 




Lech Mazurek, Koniec historii. Ostatni Człowiek 
2021, druk cyfrowy 



A kończysz w Barze Czeremcha, gdzie czujesz się najlepiej. 


Ogrzewając zmarznięte dłonie grzanym winem. W Jaśliskach udało nam się wpaść na wernisaż, co było ciekawym doświadczeniem w odstępie dwóch dni być na całkiem różnych wernisażach. W ostatni poniedziałek miesiąca słuchałam wywiadu Karola Paciorka z Andrzeje Stasiukiem. Lubię życie w mieście, bo daje dostęp do wielu dobroci, ale coraz bardziej w duszy gra mi spokój jaki masz po wyjściu z domku, gdzie rozciera się przed tobą bezkresna przyroda. 



A to jedno z najpiękniejszych miejsc odkrytych podczas ostatniego wypadu do Jaślisk wraz z Katarzyną to chata w Zyndranowej w której każdy strudzony wędrowiec znajdzie schronienie przy cieple pieca, kubku gorącej herbaty w blaszaku oraz setce wódki na rozgrzanie. Gdyby nie przemożona chęć zobaczenia wioski Łemkowskiej pewnie zabawiłybyśmy tak znacznie dłużej. Pozdrawiamy opiekuna Daniela oraz jego współtowarzyszy, którzy nas gościli. Stolica pamięta ;-) obiecuje wrócić.  
 
Nad schroniskiem czuwa Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich z siedzibą w Rzeszowie, które organizuje m.in. kursy przewodników. 




 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger