no nimo tytułu


Znacie to uczucie, kiedy coś sobie zaplanujecie w najdrobniejszych szczegółach, a życie pokaże wam język, a raczej środkowy palec i powie będzie po mojemu. Tak było z wyjazdem. Miały być Bieszczady, alternatywą góry, ale po perypetiach przy rezerwacji, która zabrała mi kilka pięknych lat z życia, tfu nerwów, okazało się, że domek, który znalazłam w tak zwanym międzyczasie, jest tym czego szukałam i potrzebowałam. 
Widzisz widok i zapiera ci dech. W jednej chwili wiesz, jak mało potrzeba ci do szczęścia: kawałek ziemi, domek, dobrzy ludzie i ten widok z okna, z ganku czy z ławki wokół ogniska. Dopiero po chwili odkrywasz do jak sławnego miejsca trafiasz*- chociaż jeszcze nie tak bardzo jak Bieszczady, za co dziękujesz w duchu. Każdy dzień cię zachwyca i zaczyna w podświadomości kiełkować myśl. To może być TO miejsce do którego będziesz chciała wracać. W którym odzyskujesz spokój, łapiesz oddech i równowagę. Nabierasz sił, przypominasz sobie, co ważne. A może to późniejsze wypadkowe życia, które po raz kolejny po latach sprawiają, że zataczasz krąg. Życie potrafi nas przystopować, kazać usiąść na tyłku i pomyśleć. Gdzie jestem, dokąd chcę iść, o co mi chodzi. I tak naprawdę nie chodzi o konkretną lokalizację, tylko o miejsce dające możliwość obcowania z naturą i z samym sobą, żeby móc sobie poukładać chaos. 

A żeby poszukać odpowiedzi na nurtujące pytania pomocny okazuje się marsz, wspinaczka, wysiłek, a czasem kubek kawy i zapatrywanie się z wieży huśtawki na otaczającą cię naturę.







Bar Czeremcha, jak dla mnie kultowe, przesiąknięte magią miejsce. W budynku wieki temu mieściła się szkoła, o czym dowiadujemy się stałego bywalca w stanie lotnym. Teraz można tu obcować ze sztuką, posilić się i ugasić pragnienie po wyprawie przy dobrej książce, planszówkach oraz pogaduszkach. 


W tych domkach jestem zakochana. Już oczami wyobraźni widzę się w jednym z nich, a w stodole nasze pracownie. 


Po spotkaniu z Profesorem w Daliowej udaliśmy się do rezerwatu Prządki. Namiastka czeskiego skalnego miasta, które też przeplatało się w planach. 





Pijalnia czekolady M. Pelczar Rynek 18 Korczyna 
miejsce w którym można dostać zawrotu głowy od ilości czekolady. To jakbyśmy przenieśli się do fabryki Mr Williego Wonki. Przyznaję, gorąca gorzka czekolada okazała się zacna. Można zakupić wszelkiej maści produkty wykonane z tego brązowego płynnego złota.  



Z racji bycia autorką publikacji o spółdzielniach, jak tylko zorientowałam się, że Dzikie wino jest spółdzielnią socjalną namówiłam towarzystwo na odwiedziny. Nie żałowaliśmy, bo strawę podają zacną. Wyturlałam się z lokalu podziwiając konie oraz piękną stodołę. Taką też mogłabym mieć ;-) 
Jakby ktoś poszukiwał miejsca na warsztaty, biznesowe spotkania/szkolenia albo odpoczynek to polecam. 

Dzikie wino Daliowa  




Wybierając się na wędrówkę zagraliśmy w marynarza w którą stronę pójdziemy. Padło na powrót i odnalezienie Czeremchy opuszczonej osady, gdzie stacjonowały oddziały konfederacji barskiej. Większość mieszkańców stanowili Łemkowie. Po wojnie mieszkańcy osady zostali wysiedleni do ZSSR. Współcześnie można poszukać śladów po dawnych mieszkańcach m.in. kilka nagrobków ukrytych w gąszczu trawy czy tablica upamiętniająca miejsce, gdzie kiedyś stała cerkiew. 

Ostatnim przystankiem była spontaniczna wyprawa w Bieszczady i poszukiwanie noclegu na rympał. Po raz pierwszy zaliczyłam spanie na kempingu. Powiem tak, niezapomniane doznanie, którego nie chciałabym powtarzać w najbliższym stuleciu albo czytaj w ogóle. Będąc w okolicy udaliśmy się do Ursy Maior na piwo, które w takim miejscu smakuje lepiej i rekompensuje wszelkie bolączki i straty moralne ;-) Na deser morsowanie w Solinie. Poniektórym nie wyszło to na zdrowie ;-) 



Rekompensatą za mocno zakrapiane sąsiedzkie akcje jest ten trunek, widok na Solinę i domowy obiad. 

Wracając do domu nie mogliśmy sobie odmówić wstąpienie do miasta, które mnie oczarowuje za każdym razem - Sanok oraz pewną artystkę malarkę, która też jest bliska naszemu sercu. 




Na koniec najdzielniejszy pies, który wspiął się nie tylko ma moje barki, ale przede wszystkim zdobyła Kamień nad Jaśliskami, który znajduje się na terenie rezerwatu. Radziła sobie lepiej od pańci skacząc niczym kozica po górskich szczytach. Udany jest ten nasz pies, nie ma co. 


*tu kręcono Truskawkowe wino i jeszcze kilka dobrych polskich filmów ;-) 
 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger