Metafizyka u Hani


Po raz n dostaję dowód na to, że w życiu nie ma PRZYPADKÓW. Gdyby moje wybory byłyby inne pewnie nie byłoby mnie w tym kraju od wieków, w pierwotnej wersji wykonywałabym bardziej artystyczny zawód lub szukała jakiś zaginionych miast, a nie gnębiła dusze w czterech ścianach, a zapewne nie spotkałabym na swojej drodze pewnych osób. I może moje życie byłoby ciekawsze, a raczej inne. Może w równoległym świecie dzieją się inne scenariusze (pamiętam Sliding Doors z Gwyneth Patrow) mojej historii, co byłoby ciekawym eksperymentem. Ale jestem tu gdzie jestem z jakiegoś powodu, jest mi dobrze, a co najważniejsze spotykam się z kobietami co to wywracają mój świat jeszcze bardziej do góry nogami dzięki dysputom do nocy.... 
oraz dzięki niemu... 
ostatnio naszła mnie myśl, że miałabym ochotę na ciasto z dynią, a tu wchodzę i Hania serwuje CIASTO Z DYNIĄ. 
umarłam

przepisu nie ma, bo powstawał w oparach magicznego tworzenia
przepis posłużył jako baza do stworzenia czegoś co ma tak jedwabistą konsystencję rozpływającą się w ustach, a przyprawy (gałka, kardamon, cynamon.... ) rozsadzają zmysły. 
A to wszystko w otoczce tarty... 
dla takich chwil było warto dokonywać wyborów tylko sobie właściwych 




Żeby na jedzeniu się nie skończyło - dzisiaj myślałam, że miasto mnie zabije, bo uparcie pokonuję je ostatnio na rowerze i ewidentnie daje mi do zrozumienia, że ani ludzie ani rowery czy inne pojazdy nie stanowią dla mnie partnera w poruszaniu się po stolicy. Jedyną słuszną dla mnie porą na jazdę jest północ... co ma swoje plusy, bo jest puuuuusto i miasto jest tylko moje.
Skończyło się kupieniem biletu i przemieszczaniem się komunikacją....


Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger